Andrew Vystosky
Posty:74 | Dotyczy: Łaska bogów Wysłany: 2024-12-21 10:09:41
Ekspansja Coreya to dla mnie jeden z najlepszych cyklów powieściowych ever, nie tyko SF, ale w ogóle. Sięgnąłem więc po Łaskę bogów otwierającą serię Wojna pojmanego. I tu zaskoczenie. Musiałem się zmuszać by dobrnąć do końca. Pomysł na fabułę świetny i oryginalny w szerokim rozumieniu. A jednak... W dodatku to tłumaczenie... Nawet błędy ortograficzne się zdarzają, a o gramatyce i stylu lepiej nie wspominać. Nie poznaję ani autora, ani tłumacza z Ekspansji... Jeśli nie czytaliście lub słuchaliście - audiobook wspaniały tej ostatniej, nie zaczynajcie smakowania Coreya od Łaski bogów - można się zniechęcić. Z drugiej strony, pewnie i tak sięgnę po następny tom, a potem spróbuję czegoś innego od Coreya. Tak, tak wiem, że to spółka autorska... |
Andrew Vystosky
Posty:74 | Dotyczy: Ostra Wysłany: 2024-11-18 22:49:51
Marek Krajewski, znany i uznany współczesny polski autor kryminałów w stylu retro, którego dotychczasową twórczość polubiłem w szczególności za niepowtarzalny, przekonujący klimat, ciekawie skonstruowanych bohaterów i klasyczne, solidne intrygi odpowiednie do epoki, w której umieszcza fabułę, postanowił przy pomocy powieści Ostra wejść we współczesność. Powiedzieć, że popełnił błąd, to nic nie powiedzieć.
Mam wrażenie, że tę powieść napisał ktoś, kto nie tylko nie czuje współczesnej Polski, w której rozgrywa się akcja Ostrej, nie tylko sobie z tą współczesnością nie radzi, ale w ogóle wie o niej tyle, co obcy. Być może sprawiły to lata i dziesięciolecia spędzone w historii i wczuwania się w nią nie wiem. Ale jest jak jest. W Ostrej nie odnajdziemy tej tak charakterystycznej dla dawnego Krajewskiego fikcji bardziej pachnącej realnością niż niejeden tomik literatury faktu. Nie odnajdziemy atmosfery czasu i miejsca, może niekoniecznie prawdziwej, ale za to przekonującej, prawdopodobnej i smakowitej. Intryga jakaś jest, ale całość fabuły nie przekonuje, trzeszczy w szwach aż mało nie pęknie. Postacie nie do końca przekonujące, jakby skądś zerżnięte, nie ewoluujące wraz z akcją i doświadczeniami. Dialogi nie z tej epoki, a znajomość i wyczucie realiów Zaś Lwów w PRL str. 223 żenada. Szkoda czasu na dalsze narzekanie. Odradzam zdecydowanie i mam tylko nadzieję, że pisarz pójdzie po rozum do głowy i wróci do tego, co potrafi, i to dobrze, czyli do retro, a najlepiej do międzywojnia. Oj poczytałbym coś polskiego na miarę Babilon Berlin! |
Andrew Vystosky
Posty:74 | Dotyczy: Reinkarnacja Wysłany: 2024-11-09 12:00:25
Michel Bussi jest współczesnym francuskim pisarzem specjalizującym się w kryminałach i thrillerach, znanym i dobrze się sprzedającym, szczególnie we Francji. Podobno charakterystycznym sznytem jego dzieł jest zagmatwana fabuła oparta na zagadkowej intrydze, której logiczne wyjaśnienie wydaje się niemożliwe przed zakończeniem lektury. Reinkarnacja to najnowsza powieść autora i moje pierwsze spotkanie z jego twórczością. No i powiem, że nie wciągnęło mnie to. Kedy czytam dobrą książkę, wyobrażam sobie akcję tak, jak bym oglądał film. Jeśli bardzo dobrą, to wręcz przenoszę się w świat przedstawiony niby w najlepszą RV. I pod tym względem Bussi pokazuje klasę - ma pióro. Jednak czytając Reinkarnację, zamiast zastanawiać się, co dalej z bohaterami i o co tak naprawdę chodzi, zamiast wczuwać się w piękno i atmosferę świata przedstawionego to było bardzo, bardzo udane cały czas kombinowałem jak autor wybrnie z tego, co namotał, bez uciekania się do sił nadprzyrodzonych, których obiecywała to przynależność gatunkowa - kryminał miało nie być. Wyjść z tego wszystkiego udało mu się faktycznie, ale rozwiązanie zagadki, podobnie jak i cała fabuła po ogarnięciu wszystkich wątków, aż zbyt wyraźnie pachniała dla mnie wydumaniem, sztucznością i jawnie widać, że pisarz na siłę próbował dorównać opinii, na którą mam nadzieję zasłużył w przeszłości, tylko zabraklo mu weny i wszystko wyszło takie na siłę, co mnie kompletnie nie przekonało. Jestem zdecydowanie na nie, ale uwzględniając naprawdę niezłe pióro, jakie bezprzecznie w Reinkarnacji Bussi pokazał, mam zamiar sięgnąć po jedną z wcześniejszych jego książek i zobaczyć, jak pisał, gdy popularność dopiero zdobywał. |
Andrew Vystosky
Posty:74 | Dotyczy: Syn Jezusa Wysłany: 2024-10-28 15:00:32
Syn Jezusa, czyli jak fajnie być narkomanem
Denis Johnson, niemiecko-amerykański pisarz 1949-2017, uznawany jest przez wielu za jednego z najwybitniejszych twórców literatury amerykańskiej w znaczeniu USA. Syn Jezusa miał być moim pierwszym spotkaniem z dorobkiem Johnsona, więc sięgnąłem po tę pozycję z wielkim zaciekawieniem.
Syn Jezusa do niewielki zbiór opowiadań, jednak połączonych ze sobą w sposób dający w odbiorze minipowieść. Utwory, oparte z całą pewnością na osobistych doświadczeniach pisarza, opowiadają o Ameryce zadupia, przedmieść i na wpół opuszczonych osad, porzuconych domów, samochodów i wsz becnych narkotyków oraz alkoholu. Styl jest genialny i od razu w to wsiąkłem. Faktycznie, że jest to chyba jedno z lepszych piór w historii USA. Niestety, fakt, że czyta się ten tomik rewelacyjnie budzi, mój wewnętrzny sprzeciw. Opowieść jest bowiem nieuczciwa. Nie wspomina o tym, że kac, niezależnie od tego po czym, nie ma w sobie niczego z lekkości bytu i radości życia. Nie mówiąc już o innych konsekwencjach. Dla kogoś, kto nie ma jeszcze doświadczeń tego typu, a kogo kusi spróbowanie innych stanów świadomości, lekka, zwiewna, prosta i bezproblemowa narracja może być argumentem, by sięgnąć odważnie po prochy i wódkę. No bo jak fajnie być narkomanem. Zero stresu, wszystko jest kolorowe. Nawet śmierć.
Jak powiedziałem, na pewno niepedagogiczne, ale genialne. Prawdziwa czytelnicza uczta. Szkoda jedynie, że takie krótkie to było. A może i dobrze... |
Andrew Vystosky
Posty:74 | Dotyczy: Bielszy odcień śmierci Wysłany: 2024-10-26 10:48:14
Sięgając po miks kryminału i thrillera Bielszy odcień śmierci, pióra współczesnego francuskiego pisarza Bernarda Miniera ur. 1960, otwierający cykl powieściowy Komendant Martin Servaz, miałem pewne obawy, gdyż jak dla mnie tytuł polskiego wydania jest jakiś taki nijaki. Wybrałem wersję audio, której głosu użyczył Piotr Grabowski i zacząłem słuchać.
Od razu powiem, że już od pierwszych chwil poczułem się pozytywnie zaskoczony. Interesujące, mocne, oryginalne wejście od razu wciąga, ale nie to jest najważniejsze. Ten klimat! Natychmiast budzi skojarzenie z innym Francuzem, Jeanem-Christophem Grangé tym od Purpurowych rzek, i jego najlepszym chyba dziełem, dyptykiem Ervan Morvan Lontano i Congo Requiem. Mroczny, zimny, pełen narastającej grozy. Poezja dla miłośników gatunku.
Rzecz cała rozpoczyna się w grudniu 2008 w Pirenejach. Jak się zaczyna nie zdradzę, gdyż nie mam serca odbierać przyszłym czytelnikom przyjemności z tego zaskoczenia, jakie budzi pierwszy element fabuły. Tej ostatniej tym bardziej nie będę przybliżać wiadomo, że do kryminału i thrillera najlepiej podchodzić bez żadnej wstępnej wiedzy o jego treści, zwłaszcza jeśli jest oryginalna. Szkoda, że blurb zdradza zdecydowanie za wiele, ale na szczęście, nauczony smutnym doświadczeniem, ja przeczytałem go, jak zawsze, dopiero po, więc mi nie przeszkadzał.
Jeśli chodzi o odczucia czytelnicze, to jestem więcej niż zadowolony. Tempo pięknie, klasycznie przyspieszające do finału, napięcie i klimat utrzymane do samego końca. No, może da się wyczuć minimalny spadek w okolicach epilogu, już po kulminacji. Pewien niedosyt sprawia też niewyjaśnienie losów wszystkich głównych postaci, ale może autor zostawił to na następną powieść cyklu. Za to na wielki plus należy zaliczyć niesamowitą ilość wplecionych w narrację interesujących ciekawostek z bardzo różnych dziedzin. No i fakt, że powieść mocno związana z tematyką seryjnych zbrodniarzy, psychopatów oraz środowiskiem psychiatrów i psychologów, nie tylko uniknęła powielanych przez zbyt wielu pisarzy i filmowców pseudoteorii, które już dawno zostały przez naukę odrzucone, ale wręcz te medialne legendy wyśmiewa, co jest wielkim atutem w porównaniu do konkurencji.
Kawałek krytykujący bez/sensowność koncepcji wyborów powszechnych, zwłaszcza w epoce nowoczesnych mediów, to po prostu crme de la crme sztuki interesujących dygresji. O co dokładnie chodzi możecie doczytać sami.
Jak się łatwo domyślić, powieść gorąco polecam, zwłaszcza sympatykom mrocznego kryminału i thrillera. Narrator sprawdził się na piąteczkę, więc śmiało można sięgać i po audiobooka. Już wpisuję w kolejkę następną część serii i mam nadzieję, że poziom nie spadnie. |
Andrew Vystosky
Posty:74 | Dotyczy: Bielszy odcień śmierci [Dokument dźwiękowy] Wysłany: 2024-10-26 10:47:29
Sięgając po miks kryminału i thrillera Bielszy odcień śmierci, pióra współczesnego francuskiego pisarza Bernarda Miniera ur. 1960, otwierający cykl powieściowy Komendant Martin Servaz, miałem pewne obawy, gdyż jak dla mnie tytuł polskiego wydania jest jakiś taki nijaki. Wybrałem wersję audio, której głosu użyczył Piotr Grabowski i zacząłem słuchać.
Od razu powiem, że już od pierwszych chwil poczułem się pozytywnie zaskoczony. Interesujące, mocne, oryginalne wejście od razu wciąga, ale nie to jest najważniejsze. Ten klimat! Natychmiast budzi skojarzenie z innym Francuzem, Jeanem-Christophem Grangé tym od Purpurowych rzek, i jego najlepszym chyba dziełem, dyptykiem Ervan Morvan Lontano i Congo Requiem. Mroczny, zimny, pełen narastającej grozy. Poezja dla miłośników gatunku.
Rzecz cała rozpoczyna się w grudniu 2008 w Pirenejach. Jak się zaczyna nie zdradzę, gdyż nie mam serca odbierać przyszłym czytelnikom przyjemności z tego zaskoczenia, jakie budzi pierwszy element fabuły. Tej ostatniej tym bardziej nie będę przybliżać wiadomo, że do kryminału i thrillera najlepiej podchodzić bez żadnej wstępnej wiedzy o jego treści, zwłaszcza jeśli jest oryginalna. Szkoda, że blurb zdradza zdecydowanie za wiele, ale na szczęście, nauczony smutnym doświadczeniem, ja przeczytałem go, jak zawsze, dopiero po, więc mi nie przeszkadzał.
Jeśli chodzi o odczucia czytelnicze, to jestem więcej niż zadowolony. Tempo pięknie, klasycznie przyspieszające do finału, napięcie i klimat utrzymane do samego końca. No, może da się wyczuć minimalny spadek w okolicach epilogu, już po kulminacji. Pewien niedosyt sprawia też niewyjaśnienie losów wszystkich głównych postaci, ale może autor zostawił to na następną powieść cyklu. Za to na wielki plus należy zaliczyć niesamowitą ilość wplecionych w narrację interesujących ciekawostek z bardzo różnych dziedzin. No i fakt, że powieść mocno związana z tematyką seryjnych zbrodniarzy, psychopatów oraz środowiskiem psychiatrów i psychologów, nie tylko uniknęła powielanych przez zbyt wielu pisarzy i filmowców pseudoteorii, które już dawno zostały przez naukę odrzucone, ale wręcz te medialne legendy wyśmiewa, co jest wielkim atutem w porównaniu do konkurencji.
Kawałek krytykujący bez/sensowność koncepcji wyborów powszechnych, zwłaszcza w epoce nowoczesnych mediów, to po prostu crme de la crme sztuki interesujących dygresji. O co dokładnie chodzi możecie doczytać sami.
Jak się łatwo domyślić, powieść gorąco polecam, zwłaszcza sympatykom mrocznego kryminału i thrillera. Narrator sprawdził się na piąteczkę, więc śmiało można sięgać i po audiobooka. Już wpisuję w kolejkę następną część serii i mam nadzieję, że poziom nie spadnie. |
Andrew Vystosky
Posty:74 | Dotyczy: Tatuażysta z Auschwitz Wysłany: 2024-10-21 20:15:30
Lekturą października 2024 w Dyskusyjnym Klubie Książki w Rawie Mazowieckiej był Tatuażysta z Auschwitz pióra nowozelandzkiej autorki Heather Morris. Rzecz przedstawiana jest w blurbach i nie tylko jako powieść na faktach. Do tego ostatniego nie przywiązywałem większej wagi, w końcu Czterej pancerni też są oparci na faktach. Wybrałem wersję audio w interpretacji Filipa Kosiora, no i się zaczęło.
W kategorii romansów i romansideł konkurencja musiała być duża, skoro jakiś czas temu ktoś wymyślił romans mafijny i zaraz mieliśmy zalew tego typu literatury, z reguły o wartości makulatury. Pani Morris jeśli nawet nie zapoczątkowała, to spopularyzowała kolejny nowy pomysł na zaistnienie na półkach z romansami i zaoferowała romans obozowy. Właściwie romansidło, gdyż wątek miłosny, wiarygodność kreowanych postaci, realizm dialogów i ogólne wrażenie nie wytrzymują porównania nawet do tego, co utożsamiamy z Harlequinem. No, ale schlebianie gustom drobnomieszczańskim, czyli sztampowe aż do przesady przedstawianie wszystkich Niemców jako prymitywów i sadystów oraz płytki romansik, miłość ponad wszystko i obowiązkowe motylki w brzuchu w środku obozu koncentracyjnego to musiało zadziałać. Aż dziw, że książka nie ma tytułu Wakacje i pierwsza miłość w Oświęcimiu Pojawiła się nawet cała seria powieści typu Coś tam z Auschwitz. Położna, piekarz i Bóg wie co jeszcze. Dobrze, iż dotąd nikt nie poszedł w stronę fantastyki. Ciekawe czy hitem byłby Ufok z Auschwitz.
Książka została skrytykowana za niezgodność zarówno z szeroko rozumianymi realiami i faktami historycznymi, jak i z dokumentacją obozową związaną z postaciami powieści. Niektóre rzeczy, nie tylko dotyczące samego obozu, ale i czasu bezpośrednio po wyzwoleniu, są wręcz żenujące i śmieszne nie tylko dla historyków, ale nawet dla kogoś, kto tylko liznął tematyki obozów i II wojny. Oświęcim niemal bez kapusiów, w którym każdy gada co chce, z kim chce i z niczym niemal się nie kryje. Obóz, w którym to nie więźniowie, ale esesmani zbierają trupy więźniów sic!. Rażą też jawne i powszechne romanse Niemców z załogi obozu z więźniarkami Żydówkami, co jest sprzeczne z wiedzą historyczną i faktem, że takie złamanie czystości rasowej było zagrożone wysoką karą, na przykład skierowaniem do zaszczytnej służby na froncie wschodnim. Zaś więzień zaopatrujący współwięźniów w czekoladę, kiełbasy, a nawet penicylinę zza drutów... Przykłady można mnożyć. Nie lepiej po wyzwoleniu. Ruscy płacący Niemkom za seks, w dodatku brylantami sic! to już po prostu śmiech. A radosne małżeństwa między sowieckimi żołnierzami i cywilami z zaprzyjaźnionych krajów obrazek znany z Czterech pancernych też wątpliwe, gdyż takie śluby były raczej ewenementem do którego dopuszczono dla celów propagandowych, regułą zaś było natychmiastowe przeciwdziałanie dążeniom do podobnych związków.
Jakby tego było mało, stylizacja językowa w ogóle nie istnieje. Chyba że uznamy za to taki kwiatek jak Gita strzeliła focha. Więźniarka w Oświęcimiu! Złota czcionka!
Gdyby nie owo oparcie na faktach powiedziałbym, że w postaci i zachowaniu głównego bohatera koncepcja tego dzieła pokrewna jest do Króla szczurów Jamesa Clavella, ale o ile to ostatnie jest ponadczasowym arcydziełem, to Tatuażysta Szkoda gadać.
Szkoda gadać i aż żal, gdyż pewne elementy wskazują, że mogła to być powieść całkiem całkiem. Przed wszystkim książka wyraźniej niż zwykle ukazuje prawdę, którą nasza i promowana u nas nie tyle sama literatura obozowa, co propaganda, próbuje pokryć milczeniem, a mianowicie, że obozy bez współpracy więźniów, zarówno Polaków jak i Żydów, nie mogłyby funkcjonować: - Możesz to sobie wmawiać, ale i tak jesteś marionetką hitlerowców. Czy to ze mną, czy z kapo, czy przy budowie bloków, i tak wykonujesz dla nich brudną robotę.
Ten mały plusik nie równoważy jednak płytkości, infantylności i tandetności całości. Natomiast rzeczą, która sprawia, że jestem wyjątkowo jednoznacznie na nie, jest oświadczenie autorki zawarte w epilogu, w którym podkreśla ona jakoby sprawdzała zgodność tych opowieści, które spisała, z prawdą historyczną. Jest delikatnie mówiąc niesmaczne.
Do pracy lektora nie miałem większych uwag, ale cóż on mógł...
Oceny w klubie rozłożyły się w dolnych partiach możliwości: książka się nie podobała 2 głosy, była OK neutralni i niezdecydowani 5 głosów. Nie było nikogo, kto by o niej powiedział, że się mu podobała, bardzo podobała, ani tym bardziej, że była amazing. |
Andrew Vystosky
Posty:74 | Dotyczy: Tatuażysta z Auschwitz [Książka mówiona] Wysłany: 2024-10-21 20:14:57
Lekturą października 2024 w Dyskusyjnym Klubie Książki w Rawie Mazowieckiej był Tatuażysta z Auschwitz pióra nowozelandzkiej autorki Heather Morris. Rzecz przedstawiana jest w blurbach i nie tylko jako powieść na faktach. Do tego ostatniego nie przywiązywałem większej wagi, w końcu Czterej pancerni też są oparci na faktach. Wybrałem wersję audio w interpretacji Filipa Kosiora, no i się zaczęło.
W kategorii romansów i romansideł konkurencja musiała być duża, skoro jakiś czas temu ktoś wymyślił romans mafijny i zaraz mieliśmy zalew tego typu literatury, z reguły o wartości makulatury. Pani Morris jeśli nawet nie zapoczątkowała, to spopularyzowała kolejny nowy pomysł na zaistnienie na półkach z romansami i zaoferowała romans obozowy. Właściwie romansidło, gdyż wątek miłosny, wiarygodność kreowanych postaci, realizm dialogów i ogólne wrażenie nie wytrzymują porównania nawet do tego, co utożsamiamy z Harlequinem. No, ale schlebianie gustom drobnomieszczańskim, czyli sztampowe aż do przesady przedstawianie wszystkich Niemców jako prymitywów i sadystów oraz płytki romansik, miłość ponad wszystko i obowiązkowe motylki w brzuchu w środku obozu koncentracyjnego to musiało zadziałać. Aż dziw, że książka nie ma tytułu Wakacje i pierwsza miłość w Oświęcimiu Pojawiła się nawet cała seria powieści typu Coś tam z Auschwitz. Położna, piekarz i Bóg wie co jeszcze. Dobrze, iż dotąd nikt nie poszedł w stronę fantastyki. Ciekawe czy hitem byłby Ufok z Auschwitz.
Książka została skrytykowana za niezgodność zarówno z szeroko rozumianymi realiami i faktami historycznymi, jak i z dokumentacją obozową związaną z postaciami powieści. Niektóre rzeczy, nie tylko dotyczące samego obozu, ale i czasu bezpośrednio po wyzwoleniu, są wręcz żenujące i śmieszne nie tylko dla historyków, ale nawet dla kogoś, kto tylko liznął tematyki obozów i II wojny. Oświęcim niemal bez kapusiów, w którym każdy gada co chce, z kim chce i z niczym niemal się nie kryje. Obóz, w którym to nie więźniowie, ale esesmani zbierają trupy więźniów sic!. Rażą też jawne i powszechne romanse Niemców z załogi obozu z więźniarkami Żydówkami, co jest sprzeczne z wiedzą historyczną i faktem, że takie złamanie czystości rasowej było zagrożone wysoką karą, na przykład skierowaniem do zaszczytnej służby na froncie wschodnim. Zaś więzień zaopatrujący współwięźniów w czekoladę, kiełbasy, a nawet penicylinę zza drutów... Przykłady można mnożyć. Nie lepiej po wyzwoleniu. Ruscy płacący Niemkom za seks, w dodatku brylantami sic! to już po prostu śmiech. A radosne małżeństwa między sowieckimi żołnierzami i cywilami z zaprzyjaźnionych krajów obrazek znany z Czterech pancernych też wątpliwe, gdyż takie śluby były raczej ewenementem do którego dopuszczono dla celów propagandowych, regułą zaś było natychmiastowe przeciwdziałanie dążeniom do podobnych związków.
Jakby tego było mało, stylizacja językowa w ogóle nie istnieje. Chyba że uznamy za to taki kwiatek jak Gita strzeliła focha. Więźniarka w Oświęcimiu! Złota czcionka!
Gdyby nie owo oparcie na faktach powiedziałbym, że w postaci i zachowaniu głównego bohatera koncepcja tego dzieła pokrewna jest do Króla szczurów Jamesa Clavella, ale o ile to ostatnie jest ponadczasowym arcydziełem, to Tatuażysta Szkoda gadać.
Szkoda gadać i aż żal, gdyż pewne elementy wskazują, że mogła to być powieść całkiem całkiem. Przed wszystkim książka wyraźniej niż zwykle ukazuje prawdę, którą nasza i promowana u nas nie tyle sama literatura obozowa, co propaganda, próbuje pokryć milczeniem, a mianowicie, że obozy bez współpracy więźniów, zarówno Polaków jak i Żydów, nie mogłyby funkcjonować: - Możesz to sobie wmawiać, ale i tak jesteś marionetką hitlerowców. Czy to ze mną, czy z kapo, czy przy budowie bloków, i tak wykonujesz dla nich brudną robotę.
Ten mały plusik nie równoważy jednak płytkości, infantylności i tandetności całości. Natomiast rzeczą, która sprawia, że jestem wyjątkowo jednoznacznie na nie, jest oświadczenie autorki zawarte w epilogu, w którym podkreśla ona jakoby sprawdzała zgodność tych opowieści, które spisała, z prawdą historyczną. Jest delikatnie mówiąc niesmaczne.
Do pracy lektora nie miałem większych uwag, ale cóż on mógł...
Oceny w klubie rozłożyły się w dolnych partiach możliwości: książka się nie podobała 2 głosy, była OK neutralni i niezdecydowani 5 głosów. Nie było nikogo, kto by o niej powiedział, że się mu podobała, bardzo podobała, ani tym bardziej, że była amazing. |
Andrew Vystosky
Posty:74 | Dotyczy: Kulawe konie Wysłany: 2024-10-14 22:27:07
Ojjj! - mocne to to było!
Nie pamiętam już skąd się wzięły u mnie na liście poza kolejką Kulawe konie pióra Micka Herrona, brytyjskiego pisarza specjalizującego się, jak przeczytałem w Wiki, w kryminałach i thrillerach. Może gdzieś mi mignęło dobre słowo o książce lub autorze, może widziałem ją lub jego na jakiejś liście top....
Powieść otwiera cykl Slough House i do jej poznania wybrałem formę audio, której głosu użyczył Krzysztof Gosztyła. No i się zaczęło. Początek ciężki, gdyż Mick Herron pisze w manierze oryginalnej i specyficznej, tworzy niepowtarzalny klimat, atmosferę nie do podrobienia, a jego bohaterowie... Noo - to osobna bajka. Bohaterowie czy antybohaterowie? Trudno orzec. Ale wykreowani i poprowadzeni genialnie. A fabuła? No - tu naprawdę jest pies pogrzebany.
Są opowieści o faktach, które absolutnie nie są przekonujące, a czasami nawet nie są prawdziwe, i są opowieści zmyślone, które są prawdziwe i przekonujące. To właśnie moje ulubione poletko, bo pozwala nielicznym, którzy wiedzą lub czują co w trawie piszczy, pisać o rzeczach które mogą się wydarzyć, ale nie wiadomo czy już się gdzieś nie dzieją, albo nawet już się zdarzyły, tylko nikt o nich nigdy jako o faktach nie usłyszy. I Mick Herron objawił się w tej konkurencji jako prawdziwa supernowa.
Kulawe konie to szufladka z napisem powieść szpiegowska, ale z naklejkami: antyterroryzm, MI5, thriller i jeszcze kilkoma innymi. Jeśli Wam się wydaje, że wiecie co to znaczy powieść szpiegowska, to gwarantuję - tego się nie spodziewacie. Herron zrywa z kreowanych przez PR obrazem służb jako kompetentnych i skoncentrowanych na swoich zadaniach. Ukazuje ich inne oblicze, na pewno bliższe prawdzie, co doceni zwłaszcza każdy bystry obserwator wydarzeń związanych z wywiadami, kontrwywiadami, a w szczególności z walką z terroryzmem. Pomysł na intrygę i cała fabuła są genialne, ale ich nie zdradzę z oczywistych względów. W powieści bardzo wiele jest pytań i dociekanie możliwych odpowiedzi jest świetną zabawą.
Brytyjska gwiazda użyła specyficznego stylu narracji, w którm dygresje i osobiste myśli bohaterów stopniowo wprowadzają nas w zawiłości i różnorodne aspekty sytuacji, z którą muszą się zmierzyć. Styl ten po mistrzowsku koresponduje z głównymi bohaterami, którzy są mocno anty~, ale wymaga od odbiorcy elastyczności, by się oderwać od utrwalonego w naszej podświadomości obrazu wykreowanego przez niezliczone pokolenia Bondów, Klossów i innych Bourneów. Jednak kto się przełamie, doceni. I mam wrażenia, iż im więcej wie o realiach służb, im więcej ma na ich temat własnych przemyśleń, tym bardziej Kulawe konie go wciągną, oczarują, urzekną.
Bardziej nie przybiżam, gdyż najlepiej podejść do tej lektury z otwartym umysłem. Dodam tylko, że nie polecam audiobooka, chyba że ktoś musi. Nie to, żebym miał jakiekolwiek uwagi co do pracy lektora. Chodzi o to, że przełączanie się między postaciami i miejscami, a nawet w czasie, jest bardzo częste, a angielskie nazwiska i imiona chyba dla nas zbyt mało dystynktywne, by bez wytężania uwagi się nie pogubić. Jestem przekonany, że wersja dukiem dla tych, którzy nie cierpią z powodu wad wzroku, będzie lepszym wyborem. No, ale mnie i audio zachwyciło. Już zaginam parol na następną powieść cyklu, a Kulawe konie polecam jak mało co z powieści. |
Andrew Vystosky
Posty:74 | Dotyczy: W przededniu Wysłany: 2024-10-11 18:28:54
Gra Endera pióra Orson Scott Carda była dla mnie prześwietną czytelniczą rozrywką. Logicznym następstwem była chęć poznania wszystkich dziejów uniwersum w którym rozgrywa się Saga Endera. Poszedłem nawet dalej i sięgnąłem po W przededniu pierwszy tom trylogii Pierwsza wojna z Formidami będącej prequelem do Sagi Endera. Niestety, jak się okazało, znane powiedzonko co dwie głowy to nie jedna może mieć i odwrotne znaczenie. Najwyraźniej głowa Aarona Johnstona nie zgrała się z głową Orsona, do którego dołączył.
Z wystawieniem oceny tej powieści mam wielki problem, gdyż co chwilę wywoływała ona u mnie dysonans poznawczy i emocjonalny. Z jednej strony świetnie pomyślana, kilkuwątkowa fabuła, oraz przekonująco, choć bez zbytniego polotu wykreowane i poprowadzone postacie zasługują na jeśli nie najwyższe, to wysokie noty. Z drugiej żenująca niewiedza na poziomie szkoły średniej, czy raczej nawet podstawowej, która co chwilę wyłazi na światło dzienne i aż razi ewidentnymi błędami. Jakby tego było mało, W przededniu jest dużo mocniej osadzona w hard science fiction niż wspomniana Gra Endera, więc technikalia zajmują w niej znacznie więcej miejsca i wpadki naukowe, techniczne i technologiczne rażą często i gęsto. Wspomniana nieznajomość podstawowych praw fizyki, a w szczególności nieodróżnianie przyszpieszenia od prędkości w kosmosie i wiążąca się z tym nieznajomość konsekwencji jednego i drugiego jest w tej powieści niczym żałosny, dysonansowy leitmotiv, który prowadzi nawet do takich bzdur jak to, że statek kosmiczny musi zwolnić by załoga mogła wyjść na zewnątrz.
Do tych wnerwiających, delikatnie mówiąc, niedoróbek, które wyglądają jakby mądry układał fabułę, a głupi pisał tekst, dochodzi bardzo mierny przekład. Częste powtórzenia miejscami aż rażą, a tłumaczenie jest kompletnie bez wyczucia i zrozumienia, jak na przykład gdy goście by zejść z dachu udają się do wejścia na dach. Chyba do zejścia z dachu.
Jeśli tyle rzeczy mnie wnerwiało w wersji audio, to nawet nie chcę myśleć ile rzeczy może wkurzyć uważnego czytelnika książki wydanej drukiem. Wszak większość z nas jest wzrokowcami, a z mówionego wiele jednym uchem wpada, zaś drugim wypada, więc i błędy też.
Audiobookowi głosu użyczył Kamil Pruban. Da się tego słuchać, ale nic ponadto. Właściwie dzieło takie, jakie je poznałem w wersji czytanej, zasługuje na najniższą ocenę i stwierdzenie, że mi się nie podobało, byłoby całkowicie prawdziwe, ale ze względu na interesującą fabułę, która cały czas utrzymywała mnie w stanie czytelniczej ciekawości, zawyżam notkę na neutralną - było OK 2/5. |
Andrew Vystosky
Posty:74 | Dotyczy: Kraina umarłych [Książka mówiona] Wysłany: 2024-10-02 14:19:56
Jean-Christophe Grangé, francuski pisarz, dziennikarz i scenarzysta, któremu największą międzynarodową sławę przyniosły tworzone przez niego thrillery kryminalne, zarówno filmowe jak i książkowe, jest jednak dla mnie autorem bardzo nierównym i nieprzewidywalnym. Owszem, zawsze można chyba liczyć na genialny, mroczny klimat i przekonujące, wzbudzające sympatię sylwetki protagonistów, zwykle twardych stróżów prawa działających nie do końca zgodnie z oficjalnymi regułami gry, ale z całą resztą bywa już różnie.
Kraina umarłych to kolejna odsłona motywu twardego gliny nie stroniącego od przekraczania granicy mroku w poszukiwaniu prawdy i w pogoni za przestępcami. O nie! - wcale nie będzie sztampowo. Genialny pomysł na intrygę kryminalną zrywa ze schematem zbrodnia - śledztwo - wymierzenie sprawiedliwości. W jaki sposób oczywiście nie zdradzę, bo taki as bierze raz. Możecie też oczekiwać mistrzowsko wykreowanych postaci no i tego niepowtarzalnego klimatu, który jest znakiem firmowym Grangéa.
Poza warstwą pierszoplanową znajdzemy w powieści wiele perfekcyjnie poprowadzonych wątków pobocznych, jak na przykład walka mężczyzny i kobiety o dziecko z niezwykle celnym ukazaniem pseudologiki, która panuje w sądach rodzinnych i którą adwokaci powódek wykorzystują w całej pełni.
Wśród smaczków, które można przytoczyć jest i taki: ...od czasów kontestacji we Francji wiele się zmieniło - policja kupiła sobie mózg... . Mam wrażenie, że wywiera on całkiem odmienne refleksje wśród polskich i francuskich czytelników.
Lektura może okazać się odkrywcza, szokująca, ale też i obrzydliwa dla niektórych odbiorców. Jeśli takie rzeczy jak shibari, bondage, BDSM czy fisting nie prz dzą Wam przez gardło, to uprzedzam - sporo będzie tych i jeszcze mocniejszych klimatów.
Akcja biegnie w swoim tempie, może niezbyt klasycznym, ale bardzo udanym, gdyż skorelowanym z fabułą, która jak wspomniałem jest oryginalna, zaskakująca i sprawia, iż wszystko w tej książce jest nietuzinkowe.
Niestety, jak się okazuje można być utalentowanym, może nawet momentami genialnym pisarzem i zarazem idiotą w innych dziedzinach, na przykład kretynem z fizyki, który nie powinien ukończyć podstawówki. Takie odkrycia jak z teorii fizyki nurkowania:...wzrost ciśnienia nie jest już tak szybki poniżej pewnych głębokości i wynosi od dwudziestu do czterdziestu procent, kiedy przekroczy się granice trzydziestu metrów... to po prostu żenada i nie mogę zrozumieć, jak to przeszło przez sito całego procesu wydawniczego łącznie z tłumaczeniem. Ciekaw też jestem, czy humor zeszytów taki jak wyszczerzył oczy odnajdziemy też w oryginale, czy to zasługa przekładu.
Najciekawsze, że mimo tych rozkładających czytelnika wpadek, kóre powiny zostać wyeliminowane, gdyby ktoś miał odwagę powiedzieć - tu jest błąd, rzecz czyta się z naprawdę dużą frajdą, a są fragmenty, i to bardzo długie, od których naprawdę nie można się oderwać póki się nie dotrze co najmniej do końca epizodu.
Jeśli czytaliście już Lontano i Kongo requiem, a szukacie następnej pozycji autora, to Kraina umarłych jest dla Was, gdyż niemal dorównuje im poziomem pozostałe, które czytałem, są słabsze. Jednak jeśli nie czytaliście Lontano i kontynuacji, to trzeba po nie sięgnąć - to majstersztyk.
Ja Krainę umarłych poznałem w wersji audio. Adam Bauman zrobił dobrą robotę i z pełnym przekonaniem mogę polecić audiobooka jako dobrą alternatywę dla wersji drukiem. |
Andrew Vystosky
Posty:74 | Dotyczy: Trzy kobiety Wysłany: 2024-09-22 11:33:02
Lekturą sierpnia 2024 w Dyskusyjnym Klubie Książki w Rawie Mazowieckiej była powieść współczesnej polskiej pisarki Joanny Jax Joanna Jakubczak zatytułowana Trzy kobiety. Niby autorka w kraju dobrze znana, promowana i oczywiście się sprzedająca, ale miałem już czytelnicze spotkanie z jej prozą Milczenie aniołów i nie było zbyt udane, więc oddałem się lekturze nie wiedząc czy przeważają nadzieje na czytelniczą ucztę, czy obawy przed czytelniczą porażką. Tym razem, a moje wrażenia potwierdziły oceny klubowiczek i klubowiczów, wypadło jeszcze gorzej.
Trzy kobiety to powieść historyczna z czasów początków intensywnej walki o emancypację polskich kobiet próbujących w dochodzeniu swych praw dogonić Zachód. Temat więc ma potencjał i można było zrobić z niego naprawdę mocną rzecz. Niestety, powieść wypadła bardzo słabo, na granicy grafomaństa. Sienkiewicz w Trylogii daje nam przykład jak zgrabnie stylizować język na epokę, a Jax pokazuje nam, i w dodatku w hardcorowym stylu, jak tego nie robić. Nie dość, że archaizacja jezyka jest daleka od realiów historycznych, to staje się momentami wręcz groteskowa. Nie tylko miesza się pseudostylizacja przypisana dla określonych warstw i grup społecznych, ale potrafi się zmienić nawet w ramach jednej dłuższej wypowiedzi tej samej osoby.
Nieodmiennie mnie zadziwia, iż rzeczy, które nie prz dzą uczniom w szkole, nie tylko średniej, ale nawet podstawowej, w ogóle nie przeszkadzają masowemu polskiemu czytelnikowi, jeśli popełnia je, nawet seryjnie i nagminnie ktoś, kto jest lansowanym przez marketing wydawniczy, tak jakby etykietka bestseller wystarczała na krajowym rynku wydawniczym wypromować nawet gniota. Nie ma sensu znęcać się nad konstrukcją bohaterów, realiami historycznymi, reakcjami powieściowych postaci i prawdopodobieństwem przebiegu wydarzeń, gdy nawet podstawy są nie do przyjęcia. Autorka jest tak bezkrytyczna wobec samej siebie, że nawet nie chce się jej zajrzeć do słowników i używa słów, których znaczenia nie zna. No i mamy taki humor zeszytów jak na przykład wiotka fizjonomia czy kiecka z bawełnicy. Jestem zdecydowanie na nie!
W klubie oceny książki ułożyły się następująco - była zachwycająca - 0, bardzo się podobała - 0, podobała się - 0, była OK - 4, nie podobała się - 5.
Przy okazji - Trzy kobiety to świetny pretekst do refleksji nad kondycją może nie tyle polskiej literatury współczesnej, która oferuje sporo naprawdę dobrych pozycji, ale nad zaskakującymi realiami naszego rynku wydawniczego oraz nad przyczynami dysproporcji między literackim importem i eksportem.
|
Andrew Vystosky
Posty:74 | Dotyczy: Wartka śmierć Wysłany: 2024-09-21 13:23:40
Kolejna powieść o perypetiach Cormorana Strikea i pięknej Robin, tym razem nieco cięższa w odbiorze ze względu na tematykę. W Wartkiej śmierci, siódmej odsłonie cyklu, detektywi zmierzą się z wpływową sektą. Co i jak nie zdradzę, wszak wiadomo, że im mniej wiesz o okryminale przed jego leturą, tym lepiej. Przypomnę tylko, że ze względu na wątki osobiste głównych bohaterów serię lepiej poznawać od początku i po kolei. A naprawdę warto, bo to zdecydowanie jeden z najlepszych takich tasiemców w historii gatunku, gdyż poza świetną intrygą i elementami romansowymi, mamy bogate tło społeczne i zawsze jakiś trudny, aktualny temat podjęty z wyczuciem i znajomością materii. |
Andrew Vystosky
Posty:74 | Dotyczy: Gambit turecki Wysłany: 2024-08-27 20:19:03
Gambit turecki to druga powieść z cyklu Przygody Erasta Fandorina pióra Borisa Akunina, rosyjskiego pisarza żydowsko-gruzińkiego pochodzenia, zajmującego się również tłumaczeniami z języka japońskiego. Akcja serii powieściowej, o kórej mowa, stylizowanej na powieść wiktoriańską, rozgrywa się w realiach carskiej Rosji, zaś ta konkretnie książka przeniesie nas na front wojny rosyjsko-tureckiej.
O ile w powieści rozpoczynającej cykl Fandorin działał, jak byśmy to dzisiaj powiedzieli, jako anyterrorysta, to tym razem będzie kontrwywiadowcą i szpiegiem. Protagonistką tej książki będzie, jak na gatunek przystało, wyzwolona młoda kobieta przedzierająca się ku granicy rumuńsko-bułgarskiej na spotkanie z narzeczonym biorącym udział w wojnie w szeregach armii carskiej. I właśnie ta bohaterka strasznie mnie wnerwiała. Pewnie tak właśnie zachowywało się wiele ówczesnych emancypantek, ale nie zmienia to faktu, że takich ludzi unikam i przez to lektura nie przyniosła mi aż takiej przyjemności, jak mogła. Właściwie, to nie lektura, gdyż wybrałem wydanie w formacie audio, któremu głosu użyczył Krzysztof Gosztyła. Lektor trochę wkurza, lecz w trakcie słuchania idzie się przyzwyczaić, więc na ocenę dzieła nie wpłynął ani pozytywnie, ani negatywnie.
Fabuła i intryga szpiegowska dobrze skonstruowane, akcja do przyjęcia, dialogi trochę mało przekonujące, ale kto wie - może tak właśnie Ruscy do siebie wtedy mówili? Na duży plus ciekawostki historyczne, jak na przykład dygresja o karalności samobójstwa, oraz przekonująca atmosfera i rosyjskie klimaty. W sumie - podobało mi się, choć bez zachwytów, więc jeśli i Wam pierwsza powieść przypadła do gustu, to i ta powinna się spodobać. Dla mnie było na tyle dobrze, że jednak chyba sięgnę po następny odcinek przygód Fandorina, choć nie przesunę jej na początek kolejki. |
Andrew Vystosky
Posty:74 | Dotyczy: Dotyk zła Wysłany: 2024-08-25 13:00:19
Dotyk zła, jak zwykle polski tytuł nijak się ma do oryginalnego "A Perfect Evil, otwiera cykl powieściowy Maggie ODell pióra amerykańskiej pisarki Sharon Kava publikującej pod pseudonimem Alex Kava i opowiadający o profilerce FBI Maggie ODell polującej na najgroźniejszych seryjnych zabójców.
Pomysł na fabułę świetny, ale w wykonaniu coś zawiodło. Typowy amerykański thriller kryminalny celowany po amerykańsku na best-seller, czyli pod dość niewymagającego odbiorcę, co oznacza kupę krwi i co tam kto jeszcze wymyśli na zasadzie im więcej tym lepiej. I jak zwykle policja nieudolna do granic niemal do samego końca, czarny charakter odwrotnie - genialny i wszechmogący. Momenty bardzo udane, gdyż styl jest odpowiedni do gatunku, przeplatają się z ewidentnymi przegięciami. Byłoby o gwiazdkę więcej, gdyby nie lektor wybrałem wersję audio. Teleszyński to nie Stuhr i do anglosaskich realiów tak śednio się nadaje.
Najciekawsze, że powieść została początkowo odrzucona przez wydawców z powodu braku wątku romansowego oczekiwanego w związku z płcią autorki. Po podejściu pod pseudonimem powieść wydano, i to z sukcesem, ale dla mnie ewolucja związku uczuciowego między protagonistką i jednym z bohaterów była właśnie jednym z mocniejszych elementów dzieła.
Miłośnikom gatunku mogę zarekomendować, ale nie pozostałym czytelnikom i słuchaczom. A sam i tak sięgnę po następną książkę cyklu, gdyż bohaterowie sympatyczni. Tylko tym razem poszukam wydania drukiem, albo z innym lektorem. |
Andrew Vystosky
Posty:74 | Dotyczy: Stąd do wieczności [Książka mówiona] Wysłany: 2024-08-15 11:00:58
Po lekturze Cienkiej czerwonej linii pióra amerykańskiego autora Jamesa Jonesa, która zrobiła na mnie spore wrażenie, siłą rzeczy musiałem wrócić do pierwszej powieści cyklu The World War II Trilogy, którego Cienka stanowi drugą część, czyli do Stąd do wieczności, powieści po raz pierwszy wydanej w roku w 1951 roku. Zdawało mi się, że już ją kiedyś czytałem, i/albo widziałem ekranizację, ale nawet nie byłem pewny, czy filmową z 1953, czy też serialową z 1980, ani czy w całości, czy tylko we fragmentach. W sumie pamiętałem ogólne dobre wrażenie i pojedyncze migawki czy sceny z różnych wątków. Dość, że przyszła kolej na Stąd do wieczności.
Najogólniej rzecz biorąc można stwierdzić, że jest to opowieść o armii amerykańskiej konkretnie pi cie na Hawajach w przeddzień ataku na Pearl Harbor. I to prawda. A zarazem nie. Powieść ma w sobie sznyt geniuszu, którego absolutnie się nie spodziewałem i głębie, których nie podejrzewałem. Oczywiście, są przedstawione realia armii USA w okresie tuż przed wojną. I dają do myślenia na różne, niekoniecznie historyczne i amerykańskie tematy. Jednak ta powieść to również mistrzowska kreacja i rozegranie dwóch głównych bohaterów, szeregowca i podoficera, oraz postaci z nimi związanych, zarówno pierwszo~ jak i drugoplanowych.
Gdyby nie wiedzieć, kiedy książkę napisano, można by myśleć, że jest to dzieło autora współczesnego, bowiem ewolucja psychiczna bohaterów zaskakuje głębią i wiarygodnością, a socjologia prezentuje poziom zdecydowanie wyższy niż przeciętna nawet u znanych i uznanych autorów tworzących dzisiaj, którzy mogą już wspierać się choćby na wskazówkach takich autorytetów jak Zimbardo. Owszem, wszystkie postacie są bardzo charakterystyczne, oryginalne, nieschematyczne, ale po pierwsze, czyż tak nie jest w istocie i tylko nasze powierzchowne oceny nie sprawiają, iż ludzie wydają nam się typowi? A po drugie, czyż nie jest właśnie większym wyzwaniem dotarcie do wnętrza osobowości odstających od normy i towarzyszenie ich psychice przez dłuższy czas bez popadania w płytkość i stereotypy?
Owa dogłębność psychologiczna widoczna jest między innymi w motywacjach wiążących główne postacie z ich kobietami, z armią i innymi elementami rzeczywistości, nie ogranicza się tylko do nich, ale rozciąga się i na inne postacie wykreowane w prawdziwie natchniony sposób. Dwa wątki romansowe będące znaczącymi elementami dzieła, choć poprowadzone w anturażu armijnym z reguły wywołującym zwulgaryzowanie i spłycenie relacji płciowych i uczuciowych, zadziwiają wyważeniem i wiarygodnością. A to wszystko wydano w roku 1951!
Właściwie, to nie wiem, czy bardziej jest to powieść o wojsku, czy o ludziach. Ludziach akurat związanych z armią na Hawajach, ale o ludziach. Jednocześnie od samego początku, bez sprawdzania w biografii autora, byłem gotów się założyć, że powieść nie jest kompletną fikcją, a po poznaniu życiorysu Jamesa Jonesa jestem przekonany, iż jest w tym dziele nawet więcej wątków autobiograficznych, niż sam publicznie przyznał.
Wiele notek i recenzji określa dzieło jako krytykę stosunków w amerykańskiej armii, wojsku w ogóle, a nawet jako pacyfistyczne, ale nie wierzcie w to wcale. Ukazanie jak jest, i dlaczego jest, nie ma niczego wspólnego z twierdzeniem, że jest źle, a tym bardziej, że gdzieś jest lepiej. Piętnowanie wad nie musi być nawoływaniem przeciw czemuś, ale jak i w tym wypadku, może być również nawoływaniem do ulepszenia czegoś.
Nie tylko dla tych, którzy nie byli w wojsku, ale i dla tych, którzy nosili zielony mundur, lektura kryje wiele smaczków i ukrytych drobnych perełek. Niestety dla wojskowych nie wszystkie są wesołe. Na przykład dodatkowe posiłki dla wartowników dla każdej zmiany w nocy ktoś zna coś takiego w naszych realiach? No, ale Ameryka to Ameryka.
Jest w tej książce coś jeszcze. Coś, czego w realiach wojska, kojarzących się raczej z wulgarnością i prostactwem, nikt się nie spodziewa. To piękno. Różnego rodzaju, widziane w różnych, niejednokrotnie trywialnych momentach i okolicznościach. I piękno języka. A fragment o capstrzyku to nie jedyny w tym dziele przykład prawdziwej poezji w prozie, prozy pełnej poezji czy też poetyckiej prozy. Mega mistrzostwo. O Bluesie nadterminowych nie wspomnę.
Ja powieść skonsumowałem w wersji audio w prześwietnej interpretacji Adama Szyszkowskiego z przekładu Bronisława Zielińskiego. Spokojnie można po to sięgać zamiast po druk.
Warto wspomnieć, że Stąd do wieczności miało dwie ekranizacje. Serial z roku 1980, którego w ogóle nie pamiętam, i filmową z roku 1953, która zgarnęła bodajże osiem Oskarów, i którą postanowiłem obejrzeć może ponownie, nie pamiętam po odsłuchaniu audiobooka. I to był błąd. Za co te Oskary?!? Można wybaczyć żałosną grę aktorską, siermiężne prowadzenie kamery i drętwe dialogi, w końcu to najgorszy okres w dziejach kina po radosnej twórczości kina niemego, ale zdecydowanie przed początkami dojrzałego kina współczesnego. Nie można natomiast wybaczyć wycięcia najlepszych elementów, totalnego spłycenia, zmiany wielu wątków oraz chamskiej cenzury pod gusta drobnomieszczańskiej chrześcijańskiej moralności i wojskowej prostackiej propagandy zwalającej problemy gnijącego koszyka na pojedyncze zgniłe jabłka. To nie jest żadne spłycenie powieści, a jej karykatura. Mam wrażenie, że te Oskary miały przykryć żenujący poziom filmu i odciągnąć odbiorców od poznania książki oraz zastanowienia się nad różnicami między nimi.
Nie oglądajcie filmu przed, bo zniechęci Was bezzasadnie do książki lub audiobooka, po powieści oglądacie na własne ryzyko uprzedzam, że to będzie męka.
Powieść Stąd do wieczności została zaliczona do 100 najważniejszych książek stulecia Modern Library Board i to w pełni zasłużona ocena. Prawdziwy must read dla każdego. No, a a poza wszystkim bardzo wciąga i świetnie się tego słucha. Naprawdę gorąco polecam |
Andrew Vystosky
Posty:74 | Dotyczy: Uprowadzony Wysłany: 2024-08-14 17:03:23
No i cóż - wiedziałem, że do Jacka Reachera, protagonisty cyklu powieściowego pióra brytyjsko-amerykańskiego pisarza Lee Childa właśc. Jim Granta, jeszcze powrócę. No i wróciłem, po drugą powieść cyklu zatytułowaną Uprowadzony. Tym razem nasz główny bohater, emerytowany oficer żandarmerii prowadzący żywot obieżyświata włóczącego się po USA, wda się w kolejną awanturę. Co i jak nie zdradzę, gdyż ta lektura, jak to u Lee Childa, jest mocno w stylu Jamesa Bonda, choć Reacher działa jako samotny wilk bez wsparcia i przynależności. Polski tytuł od czapy w stosunku do oryginalnego zdradza mniej więcej, jak się cała afera zacznie. A zapewniam, iż będzie się działo, gdyż to klasyczna literatura akcji - sensacja posmarowana kryminałem i political fiction. Postacie i wszystko nieco komiksowe, choć zdecydowanie mniej idące po bandzie niż przygody Jamesa Bonda. W swoim kanonie całkiem przyzwoita rozrywka.
Wybrałem wersję audio i choć lektorowi Andrzej Hausner niczego zarzucić nie można, to lepiej wybrać druk. Postacie nie są aż tak dystynktywne, jak by się chciało, i przy słuchaniu trzeba momentami mocno się skupić, żeby ani na chwilę nie zgubić pewności kto i co. No a że przy tym rodzaju powieści nie chodzi o główkowanie, tylko o lekką rozrywkę, więć druk lepszy - można dać sobie bardziej na luz i beztrosko dać porwać się akcji i emocjom. Szkoda, że pomimo sznytu militarnego i technicznego szkoła Toma Clancyego, trafiło się nie tylko sporo nieścisłości, ale i niekonsekwencji, które może wyłapać nawet odbiorca kompletnie zielony w temacie. Jadnak, jak już wspomniałem, jako rozrywka łatwa, lekka, szybka i wciągająca, Uprowadzony jest na poziomie na tyle przyzwoitym, że na pewno zadowoli miłośników gatunku. A ja kiedyś z całą pewnością sięgnę po następną książkę z cyklu pomiędzy ambitniejszymi lekturami. |
Andrew Vystosky
Posty:74 | Dotyczy: Kto porwał Daisy Mason? Wysłany: 2024-08-13 22:31:54
Ojj! Dobre to było! Pierwsze spotkanie z prozą brytyjskiej pisarki Cary Hunter, czyli powieścią kryminalną Kto porwał Daisy Maison? otwierającą cykl DI Adam Fawley, okazało się wielkim, pozytywnym zaskoczeniem. Niby zaginięcie, przekwalifikowane na porwanie i zabójstwo dziecka, temat znany, ograny, wyeksplatowany, nie wróżący niczego nowego, a tu bomba! Intryga genialna, zaskakującą, opatrzona nieprzewidywalnym zakończeniem. Do tego perfekcyjnie poprowadzona akcja, która bez żadnych pościgów czy strzelanin i tak przykuwa czytelnika do książki, a słuchacza do audiobooka. Dodatkowe smaczki w na drugim planie to między innymi tło obyczajowe współczesnej Wielkiej Brytanii, temat pomyłek wymiaru sprawiedliwości czy dyskusyjnych niuansów zasad penalizacji pornografii dziecięcej.
Ja wybrałem wersję audio i choć jest ona firmowana przez Marcina Perchucia, który należy do moich ulubionych lektorów od czasów serii Saga o Fjällbace Camilli Lackberg, to jednak tym razem żałuję, że nie wybrałem wersji drukiem. Cara Hunter nie ma niestety tej specyficznej umiejętności, którą posiada choćby Robert Galbraith J.K. Rowling, a która sprawia, że odbiorca z łatwością kreuje w swej wybraźni kolejne osoby w miarę ich wprowadzania w powieści i z łatwością zapamiętuje who is who. Przy słuchaniu audiobooka trzeba na prawdę uważać, by się nie pogubić w postaciach i niuansach prowdzonego śledztwa. Większość z nas to wzrokowcy, więc przy książce drukiem ta wada na pewno mniej boli. To jednak jedyne, co można tej powieści zarzucić - reszta jest super, a fabuła po prostu genialna. Już ostrzę sobie zęby na następną książkę cyklu. |
Andrew Vystosky
Posty:74 | Dotyczy: Dewocje Wysłany: 2024-08-01 16:56:35
Dewocje Anny Ciarkowskiej, współczesnej polskiej autorki, były lekturą czerwca 2024 w Dyskusyjnym Klubie Książki w Rawie Mazowieckiej. Powiem szczerze, że do do tej pozycji podchodziłem troszeczkę jak do czytelniczego wyzwania, gdyż ani okładka, ani tytuł nie skłoniłyby mnie do sięgnięcia po nią z własnej woli, skoro jest tyle innych książek na pewno bardziej zasługujących na ich poznanie. No, ale skoro trzeba, to trzeba.
Jak śliskie są tematy wiary w naszym kraju widać już po tytule:
- dewocja według słownika, internetowego bo internetowego, ale jednak PWN, to pejor. powierzchowna, manifestacyjna pobożność, ale już według encyklopedii internetowej, żeby było śmieszniej firmowanej przez ten sam PWN:
- dewocja [łac. devotio pobożność], to termin oznaczający postawę rel. wobec świętości, wyrażającą się w aktach kultu religijnego w znaczeniu pozytywnym oznacza pobożność, czyli gorliwość służenia Bogu przez spełnianie czynności rel. w tym sensie jest użyty w nazwie ruchu rel. devotio moderna w znaczeniu negatywnym oznacza przesadną pobożność i gorliwość w wykonywaniu praktyk rel. i wiąże się czasami z bigoterią, tj. brakiem autentycznej pobożności i podwójną moralnością rygoryzmem tylko wobec innych.
Jak więc widać, słowo to zgodnie z tą drugą definicją, ma dwa znaczenia o przeciwnym wydźwięku. Już samo to daje do myślenia na temat grząskości tej tematyki - w końcu czy wyobrażamy sobie nazwę koloru, który jednocześnie byłby zimny i ciepły, podstawowy i pochodny lub kolorowy i neutralny? Albo liczbę, która byłaby jednocześnie parzysta i nieparzysta? No - ale to tylko taka dygresja tytułem wprowadzenia.
O dziwo - mimo tego, że sprawy wiary często prowadzą do gorących sporów, a sama książka jest mocno osobista i subiektywna, oceny w DKK uzyskała dość skupione - był tylko jeden głos na nie, trzy neutralne, podobała się również trzem osobom, a dwóm nawet bardzo. Oceny najwyższej, iż jest rewelacyjna i niesamowita, książka nie uzyskała od nikogo. A o czym jest pozycja, o której mowa?
No cóż, wielu określa ją jako powieść, ale moim zdaniem nie wypełnia ona definicji gatunku. Ja odebrałem dzieło Ciarkowskiej jako dość luźne spostrzeżenia na temat wiary i praktyk religijnych z zaznaczeniem różnic między jednym i drugim, którym nadano formę pośrednią między spowiedzią i wspomnieniami, choć nie dociekam, jaka ich część jest autobiograficzna, a jaka fikcyjna. Siłą rzeczy tematyka meandruje ku podstawowym problemom filozoficznym.
Dla osób, które dotąd nie łamały sobie głowy nad takimi zagadnieniami, mogą być Dewocje jeśli nie pewnym objawieniem, to na pewno impulsem do zastanowienia się przede wszystkim nad koncepcją Boga, duszy, istotą wiary i pokrewnymi tematami. Jednak ci, którzy już sobie o tym wszystkim myśleli i doszli do własnych wniosków, albo po prostu są oczytani, nie znajdą w niej nic nowego, nic, co wzbogaciłoby ich pojmowanie świata, rozszerzyło horyzonty czy pogłębiło jakąś wiedzę. Z drugiej strony książka napisana jest bardzo dobrym językiem, a styl, choć nieco specyficzny i odwołujący się do znanych już z literatury elementów, jest na tyle dopracowany, że rzecz całą czyta się z wielką przyjemnością nawet wtedy, gdy czytelnika ani specjalnie nie interesuje, ani tym bardziej nie zaskakuje.
Niezwykle celnie i krytycznie ukazano postawy wobec wiary w dzisiejszym społeczeństwie, ale na pewno nie w kompletnym przekroju, czego zresztą można było się spodziewać po książce o niewielkiej objętości. Z reguły podkreśla się, że ukazano realia wsi, ale mam wrażenie, że to nie tak, gdyż w miastach postawy są podobne, tylko proporcje ilościowe między nimi inne.
Wahałem się początkowo skłaniając się ku ocenie była OK neutralnej, ale w końcu stwierdziłem, że lektura jednak mi się podobała 3/5. Głównie przekonał mnie oryginalny klimat, lekkie pióro i ogólna przyjemność z czytania. Najbardziej brakowało mi czegokolwiek odkrywczego, nowego. No i szkoda, że cała różnorodność typów ludzki zaprezentowanych przez autorkę ogranicza się do szarych ludzi w tym rozumieniu, że nie pojawił się żaden inżynier dusz. No, ale to już może by było za odważne.
Reasumując - książka jak najbardziej do poczytania, i to do poczytania z zadowoleniem, ale jest tyle książek rewelacyjnych, że na nie nikomu życia nie starczy, więc trzeba samemu zdecydować, czy sięgać po coś, co jednak nie celuje w najwyższe loty
|
Andrew Vystosky
Posty:74 | Dotyczy: Wybór Wysłany: 2024-07-31 19:39:17
No i przyszedł czas, jak to mówią w ramach wyzwania, by przypomnieć sobie wszystkie książki Suworowa przeczytane przed laty i poznać te, których nie czytałem, żeby sięgnąć po Wybór, drugą powieść dylogii -, opowiadającej o karierze stalinowskiej wersji Bonda, Nastii Strzeleckiej. Przyzwyczajonym do Wiktora Suworowa historyka i szpiega, który był jednym z prekursorów uznania Rosji Sowieckiej za prowodyra odpowiedzialnego za II wojnę światową i jednym z pierwszych ukazujących szerokim masom na Zachodzie całą podłość tego Imperium Zła, może być trudno się przestawić na Suworowa wirtuoza historical fiction.
Kto nie czytał Kontroli absolutnie nie powinien się brać za tę książkę, gdyż ta druga część to kontynuacja nie tylko wątków, ale i pewnej konwencji, w którą trzeba wsiąknąć poznając pierwszą część dylogii. Na szczęście mogę zapewnić, że poziom nie spadł. Suworow ma unikalną umiejętność pisania z humorem o sprawach tak naprawdę tragicznych, co poniekąd wiąże się z wyjątkową celnością w odmalowaniu istoty duszy rosyjskiej, ze wszelkimi jej niuansami, ze specyfiką Imperium i homo sovieticus. Choć to fikcja historyczna, nie zalecam samodzielnego oddzielania fikcji od historii, gdyż trzeba do tego naprawdę wielkiej wiedzy. Dość powiedzieć, że nawet Czarodziej, dziwna postać tej powieści, przez większość czytelników uważana za wtrącenie bez sensu, ma swój historyczny odpowiednik. Najważniejsze, że dzieło świetnie oddaje ducha czasu i miejsca, fabuła genialnie poprowadzona, a akcja gna i pełna jest fajerwerków oraz specyficznego humoru. Gorąco polecam i nie mogę przeboleć, że nie ma trzeciej części. No, ale ukazał się prequel, na który oczywiście już się kieruję |
Andrew Vystosky
Posty:74 | Dotyczy: Czasy secondhand : koniec czerwonego człowieka Wysłany: 2024-07-29 18:54:13
Oj, ta Swietłana Aleksijewicz! Przeczytałem już prawie wszystko, co wyszło spod jej pióra, a co u nas opublikowano zostali mi, poza obecną lekturą, tylko Urzeczeni śmiercią, więc wydawało mi się, że już mnie nie zaskoczy. A tu zonk. Czasy secondhand. Koniec czerwonego człowieka traktują niby o tym, co wynika z tytułu, czyli o końcu homo sovieticus, więc nie powinny być ciężką lekturą, a okazuje się, że choć faktycznie dość ciężkie w dosłownym znaczeniu hardcover to prawie 0,7 kg, to treść, a właściwie wnioski z niej wynikające, są bardziej ciężkostrawne niż te z lektur o Czarnobylu lub wojnach w Afganistanie i II światowej.
Dopóki mumia sowieckiego faraona będzie leżała na ołtarzu na Placu Czerwonym, będziemy cierpieć. Będziemy przeklęci... - szkoda tylko, że ten cytat, będący kwintesencją wniosków z lektury, nie dopowiada, że ta klątwa prz dzi na każdego, kto z przeklętym utrzymuje kontakty, w stopniu proporcjonalnym do bliskości owych kontaktów.
Nie będę się rozpisywał o treści, każdy musi to sam odczuć, a potem przemyśleć. Wspomnę tylko o jednej rzeczy, która mnie wprost uderzyła. Otóż mamy taki bon mot dobrze zaktowiczony w świadomości społecznej, niezależnie od tego, czy jego autorem Piłsudski był, czy nie był: Naród wspaniały, tylko ludzie kurwy. Doznałem wprost szoku, gdy z omawianej lektury dowiedziałem się, że u ludzi radzieckich występował inny: ludzie są u nas dobrzy, tylko naród jakiś zły. Od komentarza się wstrzymam. A samo dzieło polecam szczególnie gorąco - nie wiem, czy to nie najważniejsza książka w dorobku tej noblistki. Must read! |
Andrew Vystosky
Posty:74 | Dotyczy: Niepewność [Książka mówiona] Wysłany: 2024-07-28 11:04:47
Lisa Gardner jest jedną z moich ulubionych autorek, więc po Niepewność, drugą odsłonę serii o Tessie Leoni, sięgnąłem jak po pewniaka. No i nie zawiodłem się. Choć jako kryminał i thriller momentami jakoś nie do końca mnie przekonywała, jednak były to tylko minimalne, ledwo uchwytne odczucia, które trudno zwerbalizować i nawet nie mogę wskazać ich konkretnej przyczyny. Z drugiej strony doceniłem niezwykle nowatorski, absolutnie oryginalny pomysł na intrygę i modus operandi sprawców. Polecam i na pewno sięgnę po następne książki z tego cyklu. Tym, którzy nie czytali jeszcze niczego tej autorki polecam jednak na początek serię o D.D. Warren, jest jeszcze lepsza.
A wersja audio Niepewności? No cóż, Marta Grzywacz nie jest na topie mojej listy lektorów, ale jakoś dosłuchałem do końca bez przesiadki na druk. |
Andrew Vystosky
Posty:74 | Dotyczy: Klient Wysłany: 2024-07-08 09:29:30
Ekranizację Klienta z 1994 w świetnej obsadzie z Bradem Renfro, Tommy Lee Jonesem i genialną rolą Susan Sarandon zna chyba każdy. Film nakręcono na postawie powieści Johna Grishama z 1993 pod tym samym tutułem i postanowiłem ją przeczytać od tego zaczynając poznawanie dorobku literackiego tego amerykańskiego autora specjalizującego się w kryminałach i thrillerach prawniczych.
Nie będę się rozpisywał i powiem tylko, że choć zasadniczo ekranizacja jest dość wierna powieściowemu oryginałowi, istnieją jednak pewne istotne rozbieżności, jak choćby sposób ukazania Wielebnego Roya Foltrigga Tommy Lee Jones w filmie. No i tradycyjnie książka ma o wiele większą wartość poznawczą - w filmie oglądamy, ale nie widzimy, a powieść mówi nam co i jak, więc to, co w filmie ucieka, choć niby widoczne, wyraźnie do nas dociera. Pod względem czystej rozrywkowej przyjemności z czytania trudno orzec, czy książka jest znacząco lepsza, gdyż film się udał, ale na pewno warto po tę pozycję sięgnąć. Dla miłośników gatunku to pozycja chyba obowiązkowa.
Ja zamiast słowa drukowanego zdecydowałem się na audiobook w którym na lektora wybrano Rocha Siemianowskiego. Choć nie należy on do moich ulubionych interpretatorów tekstów pochodzenia anglosaskiego i w dodatku zdarzają mu się przejęzyczenia, to śmiało można sięgać i po ten nośnik. Gorąco polecam, czy to druk, czy audiobook |
Andrew Vystosky
Posty:74 | Dotyczy: Ostatni świadkowie : utwory solowe na głos dziecięcy Wysłany: 2024-07-02 19:59:09
Książkami noblistki Swietłany Aleksijewicz zainteresowałem się dzięki Dyskusyjnemu Klubowi Książki w Rawie Mazowieckiej. Ostatni świadkowie.. to już moje czwarte spotkanie z jej twórczością. Tym razem, po Czarnobylu, II wojnie i radzieckiej wojnie w Afganistanie, przyszła ponownie kolej na II wojnę, ale o dziwo w jeszcze bardziej oryginalnym ujęciu. Warsztat dokumentalnej literatury tworzonej przez białoruską noblistkę jest specyficzny - opiera się na wspomnieniach uczestników znaczących wydarzeń historycznych, ale nie takich zwykłych wspomnień, do jakich nas przyzwyczajono. Aleksijewicz dociera do szarych, zwykłych ludzi i do ich nieocenzurowanych wspomnień nigdzie wcześniej nie publikowanych. Tym razem poszła jeszcze dalej, bo w Ostatnich świadkach głos oddaje... dzieciom. Kilku, co najwyżej kilkunastoletnim.
Co może pamiętać dziecko? Przecież jego wspomnienia mogły się przez dziesięciolecia zatrzeć, wypaczyć... Przecież mogą być zniekształcone specyficzną perspektywą... To samo jednak można powiedzieć o każdych wspomnieniach, bowiem pamięć ludzka to fascynująca maszyna, połączenie unikalnego oprogramowania z unikalnym hardware, które razem przez cały czas, nawet we śnie, przebudowują, porządkują i uzupełniają sic! otrzymane informacje. Każdy dorosły ma inną perspektywę i pamięć każego funkcjonuje nieco inaczej, czemu więc miałoby to być przeszkodą w przyjęciu jako źródeł historycznych również wspomnień dzieci?
No i znowu Swietłana Aleksijewicz dała się poznać jako Mistrz. Podjęła się niezwykle pionierskiego literackiego oraz naukowego eksperymentu i stworzyła Dzieło. Nie tylko o II wojnie światowej. Nie tylko o wojnie w ogóle. O bliskich i odległych ofiarach wojny. Gdy się dobrze, uważnie wczytać, jest ta publikacją kopalnią wiedzy o społeczeństwie radzieckim i o radzieckiej również rosyjskiej duszy.
Pozycja absolutnie must read dla każdego, a w szczególności dla patriotów i każdego, kto chce zgłębić specyfikę Rosji oraz państw ku niej ciążących. Gorąco polecam |
Andrew Vystosky
Posty:74 | Dotyczy: Suma wszystkich strachów [Książka mówiona] Wysłany: 2024-06-30 21:19:44
Poznając w większości przypominając sobie, według kolejności wydarzeń świata przedstawionego, przygody Jacka Ryana, amerykańskiego naukowca, szpiega i co tam jeszcze, wykreowanego przez Toma Clancyego, dotarłem do Sumy wszystkich strachów znanej chyba wszystkim z ekranizacji z 2002 roku w gwiazdorskiej obsadzie z moim ulubionym Morganem Freemanem na czele. Z licznych dostępnych wydań wybrałem wersję audio, której głosu użyczył Janusz Zadura. Lektor sprawił się bardzo przyzwoicie, choć czasami albo go dykcja zawodziła, albo czytał bezmyślnie, i sam już nie wiedziałem, czy na przykład zamiast ewidentnie błędnego genialnie miało być generalnie, gremialnie, czy jeszcze jakoś inaczej.
Od razu powiem, że mimo pewnych potknięć lektora, powieść tak mnie wciągnęła, iż kilka razy skradła czas przeznaczony na książkę drukiem, co rzadko mi się zdarza, bowiem audiobooki idą, gdy jestem w ruchu lub mam zajęte ręce, a papier, gdy tylko to możliwe. W dodatku konkurentem była genialna Swietłana Aleksijewicz tym razem ze swoimi Ostatnimi świadkami. Wstyd przyznać, ale Clany zdecydowanie bardziej wciągał, choć i od konkurentki trudno się oderwać.
Suma to wielce klasyczny technothriller, political military fiction z elementami powieści szpiegowskiej, sensacyjnej i kryminału, czyli to, co wielu uwielbia. Tym, którzy uważają fabułę za głupie fantazje, może warto powiedzieć, bo mogą nie wiedzieć, że na przykład w 1983 roku tylko decyzja jednego wojskowego średniego szczebla, który złamał obowiązujące go procedury, uratowała nas od światowej wojny atomowej, za którą odpowiedzialność zresztą spadłaby pośmiertnie na Zachód. Co do zaginonych bomb atomowych, było ich w historii sporo i nawet nie wszystkie made in USA zostały odnalezione sic!. O materiałach rozszczepialnych lepiej nawet nie myśleć.
No, biorąc pod uwagę ile zegarów przy ilu bombach megazagłady tyka nad ludzkością - prawdę mówi przysłowie nieświadomy znaczy szczęśliwy. Choć oryginalnie powiedzonko brzmi dosadniej... Jednak to była tylko dygresja - wróćmy do książki.
Fabuły nie będę zdradzał, choć ogólne zarysy z powodu ekranizacji zna w przybliżeniu prawie każdy. Mimo wszystko, nawet przy powtórnej lekturze, mistrzowskie stopniowanie napięcia, operowanie tempem akcji, dialogami i atmosferą, sprawia iż opowieść wciąga jak mało która. Wielkimi zaletami są też specyficzny, dostosowany do sytuacji i środowiska humor, jak na przykład moja ulubiona zagadka Dlaczego sztabowcy są jak pieczarki? Nie można też pominąć celności wielu ocen i refleksji dotyczących polityki międzynarodowej, mechanizmów sprawowania władzy i wybuchu wojny oraz innych, które są wciąż aktualne, choć książka pierwszy raz ujrzała światło dzienne w 1991. Postacie świetnie wykreowane i poprowadzone, co szczególnie widać podczas ich działania w stresie i bezsenności. Jedna z najlepszych powieści tego typu ever - dobry stary Clancy w swej najlepszej formie! Zdecydowanie polecam |
Andrew Vystosky
Posty:74 | Dotyczy: Koniec kłamstw Wysłany: 2024-06-21 19:16:53
Koniec kłamstw to jedenasta już część cyklu powieściowego o brytyjskim policjancie Tomie Douglasie pióra angielskiej pisarki Rachel Abbot. Jak w całej serii, i w tej jej odsłonie mamy dwie warstwy fabularne - tę, która ciągnie się od samego początku i tę, która zaczyna się i kończy w obecnym tomie stanowiąc zamkniętą całość. Tym razem dużo więcej jest tej drugiej warstwy niż pierwszej. Fabuły oczywiście nie będę zdradzał. Raz, że przybliżanie tematu kryminału zawsze co najmniej ociera się o spojlerowanie, dwa, iż i tak przygody Toma Douglasa trzeba czytać po kolei od pierwszej powieści Tylko niewinni, żeby wiedzieć o co dokładnie chodzi w dłuższych wątkach. Miło mi jednak stwierdzić, że momentami od Końca kłamstw naprawdę nie mogłem się oderwać, choć ta powieść jest nieco odmienna od pozostałych - główna intryga jest wyjątkowo skomplikowana. Namotała Abbot, namotała, i czyta się to świetnie. Ocena Toma Douglasa jako jednej z lepszych kryminalnych serii powieściowych ever nadal aktualna! Polecam |
Andrew Vystosky
Posty:74 | Dotyczy: Cynkowi chłopcy Wysłany: 2024-06-17 22:25:55
Pewnie się powtarzam, ale od dawna już literacki Nobel jest dla mnie mniej wiarygodny od Pulitzera. Niemniej jednak ten Nobel, który otrzymała Swietłana Aleksijewicz, należał się jej w stu procentach i na pewno nie należy do tych przypadków, które obniżają prestiż owej nagrody. Po genialnych dziełach Wojna nie ma w sobie nic z kobiety i Czarnobylska modlitwa wcześniejsze polskie wydanie nosiło tytuł Krzyk Czarnobyla, które wywarły na mnie wielkie wrażenie, sięgnąłem więc po kolejną książkę autorki Cynkowi chłopcy wcześniejsze polskie wydanie miało tytuł Ołowiane żołnierzyki.
Dla tych, którzy jeszcze nie wiedzą, Cynkowi chłopcy poświęceni są przeżyciom radzieckich żołnierzy, którzy brali udział w wojnie w Afganistanie. Żołnierzy i ich bliskich.
Jak i w poprzednich książkach, Aleksijewicz nie powiela wiedzy, którą można wyszukać w internecie, nie bawi się w kolejną wariację na temat historii wojny, strategii i taktyki. Poszukuje, jak to ona zawsze, tego co było naprawdę udziałem jej bohaterów prawdziwych, nieocenzurowanych przez władze i media osobistych wspomnień, zapisów chwili, stanów duszy, uczuć z tamtych dni. Bardzo interesujące jest też ukazanie zmieniającego się w czasie stosunku społeczeństwa radzieckiego do wojny i jej uczestników.
Tak jak poprzednio, muszę zrezygnować z przybliżania Cynkowych chłopców, z cytatów czy omawiania wątków. Książka ma głębie, które trzeba poznać samemu, budzi emocje, które trzeba samemu poczuć i prowokuje refleksje, do których trzeba dojść we własnym zakresie i na swój własny sposób.
Szkoda tylko, że my jako naród w przeważającej większości jeszcze nie dorośliśmy do pewnych spraw. Jak mówi jeden z bohaterów Cynkowych chłopców: Chciałem być przyzwoity, ale na wojnie się nie da. Że wojna, niezależnie od tego, czy sprawiedliwa, czy nie, niszczy wszystko, również moralność i etykę, prawdę i uczciwość, zauważyło nawet Hollywood. Z mitem czystych rąk żołnierskich i honorowej wojny rozprawili się już chyba wszyscy, zarówno w literaturze, jak i w filmie. Wszyscy, tylko nie my. Oczywiście, prorządowe i proarmijne środowiska patriotyczne wszędzie kręcą dęte wojenne filmy i wydają książki o podobnym wydźwięku, ale we wszystkich krajach, nawet w militarystycznych Stanach i imperialistycznej Rosji, coraz więcej jest książek i filmów, które pokazują, że wojna jest podła i niemoralna niezależnie od tego, czy jest słuszna czy nie. W USA takie szargające pamięć bohaterów dzieła są nawet doceniane i nagradzane. A u nas? Czy w jakimkolwiek polskim filmie lub książce polski żołnierz zabił rodzinę cywilów wrzucając granat do piwnicy, w której się ukrywali? A przecież to zwykły element walki w terenie zabudowanym. Ostatnio i u nas pojawiają się pewne jaskółki prawdy o wojnie, co prawda nieśmiałe, więc to zderzenie naszej kinematografii i literatury ze światową, którego kolejnym elementem jest lektura Cynkowych chłopców, wywołuje chyba u nas jeszcze inne, dodatkowe uczucia, których być może nie znają Amerykanie czy inni czytelnicy. To tylko jednak taka dygresja. Wracając do dzieła jako takiego, i tę książkę białoruskiej noblistki, podobnie jak poprzednie, gorąco polecam. To stuprocentowy must read.
Svetlana Alexievich, Swiatłana Alaksandrauna Aleksijewicz, biał. , ros. , Swietłana Aleksandrowna Aleksijewicz |
Andrew Vystosky
Posty:74 | Dotyczy: Wojna nie ma w sobie nic z kobiety Wysłany: 2024-06-09 20:58:16
Po lekturze Czarnobylskiej modlitwy, która okazała się wielkim czytelniczym przeżyciem, nie było innej możliwości jak sięgnąć po kolejną książkę Svetlany Alexievich Swietłany Aleksijewicz. Padło najpierw na Wojna nie ma w sobie nic z kobiety. Nie spodziewałem się, że cokolwiek o wojnie, zwłaszcza drugiej, może mnie zaskoczyć, a tu - właśnie zaskoczenie. Dzieło jak żadne inne i po jego poznaniu jeszcze bardziej niż po Czarnobylskiej modlitwie upewniłem się, że Nobel tej autorce należał się jak mało komu. Powtórzyła się sytuacja z poprzedniej jej książki - muszę zrezygnować z wykorzystania poczynionych w trakcie lektury notatek, z zapisanych cytatów. Każde przybliżenie treści tego dzieła byłoby zarazem spłyceniem i zniekształceniem. Książka jest zbyt wielowątkowa, wielopłaszczyznowa i głęboka, by można oddać ją odpowiednio w nawet najdłuższej recenzji. Każdy musi przetrawić Wojnę... we własnym umyśle i sercu, choć oczywiście, niestety, perspektywa i percepcja będzie zależeć nie tylko od inteligencji czytelnika, jego oczytania i wiedzy, lecz i od umiejętności kojarzenia, jak to się mądrze mówi, interdyscyplinarnego. Dla mnie jest to nie nie tylko unikalne dzieło o drugiej wojnie światowej, nie tylko dzieło o ludziach, kobietach na wojnie, ale o człowieku radzieckim. Wypełniło jako pierwsze, i to bardzo mocnym wejściem, lukę w postrzeganiu istoty duszy rosyjskiej, którą wyczuwałem już od jakiegoś czasu, choć nie do końca to werbalizowałem. Wojna...jako pierwsza wyjaśnia fenomen frontu wschodniego, to masowe poświęcanie życia w imię Ojczyzny i Stalina, do którego nie wystarczają przytaczane do dziś argumenty o Smierszy i tym podobnych formach presji. Fenomenu nie tylko wojennego, ale również fenomenu człowieka radzieckiego przed i powojennego. Wojna... to niezwykle cenne dopełnienie światowej literatury i nauk społecznych, które stawiają Swietłanę Aleksijewicz wśród najlepszych piór ever. Moim zdaniem to pozycja absolutnie must read dla każego |
Andrew Vystosky
Posty:74 | Dotyczy: Kontrola Wysłany: 2024-06-09 20:57:17
Suworow pisarsko działa na kilku płaszczyznach - dokument, dokument fabularyzowany, beletrystyka historyczna i klasyczna beletrystyka. Kontrola to pierwsza powieść cyklu - o stalinowskiej superagentce, odpowiedniku Jamesa Bonda. Nieporównanie lepszym zresztą. Genialna fabuła wpleciona w stalinowskie czasy, znane postacie okresu ze Stalinem włącznie, świetna dynamika i to, czego w Bondzie w ogóle nie ma - świetnie oddany klimat epoki i miejsca, duch owych czasów i ludzi radzieckich wzbogacony o wiele perełek, szczególików historycznych, które kiedyś może były nawet traktowane jako fantazje, ale obecnie mają całkiem inny charakter. Czytałem Kontrolę dziesiątki lat temu, gdy się u nas po raz pierwszy ukazała, a teraz, po replayu, doceniam ją jeszcze bardziej. Choć to niby beletrystyka, świetnie pokazuje tak poważne tematy, jak przyczyny ciążenia Rosji ku dyktaturom, wojnom i kompleksowi oblężonej twierdzy, ku nieliczeniu się z życiem ludzkim i niezliczone paradoksy tego kraju, który jest, jak to mówią, stanem umysłu. Do pełnego zrozumienia Rosji Suworow, zarówno w lekkich jak i poważnych dziełach, jest równie konieczny jak Aleksijewicz, Sołżenicyn, Gessen, Browder czy Kasparow albo Nikulin. Niestety pokazuje też, że gdyby nie Zachód, nie byłoby Imperium Rosyjskiego, komunizmu, radzieckiej bomby atomowej, Stalina ani Putina. Choć to ostatnie, to oczywiście nie z tej książki, ale patrząc na czasy Stalina widać, iż nic się nie zmienia - historia kołem się toczy, a politycy krajów demokracji, zamiast się uczyć na błędach, są coraz głupsi. Gorąco polecam |
Andrew Vystosky
Posty:74 | Dotyczy: Do gwiazd Wysłany: 2024-06-01 13:59:44
Sięgając po audiobooka Do gwiazd byłem ciekaw, jak też sobie poradzi z military hard science fiction autor, którego dotąd znałem jedynie z udanego cyklu powieści fantasy Archiwum Burzowego Światła. No i nie poradził sobie, w czym mu prawdopodobnie bardzo mocno dopomógł poziom wydania, które miałem wątpliwą przyjemność podziwiać.
Zacznijmy od lektorki nie! Nie i nie! Totalna amatorszczyzna odbierająca wszelką przyjemność ze słuchania. Bierze oddech tam, gdzie nie ma znaków przestankowych, nie idzie z rytmem narracji ani dialogów. Nie tylko nie umie pracować z oddechem, to jeszcze co chwilę trafiają się przejęzyczenia, nieraz w najgorszych momentach, gdy w trakcie pędzącej na łeb na szyję akcji ciągiem staje się cięgiem a linia liną lub odwrotnie. Dykcja słabiutka, a kompletnie zawodzi nawet na średnio trudnych wyrazach takich jak choćby wnętrzności. Niejeden dziadek lepiej czyta bajki dziecku, niż Walden tę książkę.
Z tłumaczeniem nie jest wiele lepiej- słabe toto było i trafił się nawet kwiatek na słowa o broni zareagował jak psiak. Poza tym powtórzenia, powtórzenia, powtórzenia.
Mam wrażenie, że niektóre aspekty powieści pozostaną nieczytelne dla większości odbiorców - pytanie ilu czytelników jest w stanie wychwycić na przykład aluzję do kota Schrödingera, gdy mowa mowa o kocie, który być może jest martwy. Pytanie czy wychwycił je tłumacz i ile z nich uciekło.
Sama opowieść też mnie nie do końca przekonuje. Fabuła owszem, jest w porządku, ale protagonistka Nie kupuję tego, co tym razem Sanderson wykreował. Zwinka w Archiwum Burzowego Światła też była dzieckiem, ale nie była infantylna i żenująca.
Może w wersji drukiem odebrałbym to dzieło troszkę lepiej, a tak sam nie wiem na jaką ocenę się zdecydować. Momentami bardzo mi się nie podobała, a momentami było tak dobrze, że aż żal było pamiętać odczucia sprzed kilku minut i mieć świadomość, że pewnie za chwilę znów będzie wtopa. Jak Sanderson to chyba jednak tylko fantasy, choć Coś mi mówi, że do Spensy główna bohaterka Do gwiazd jeszcze wrócę. Tak z ciekawości. Ale jeśli będę miał wybór między audiobookiem i drukiem, wybiorę na pewno to drugie. Zwłaszcza jeśli przypomnę sobie interpretację Kaji Walden. Masakra! |
Andrew Vystosky
Posty:74 | Dotyczy: Muzyka z kufra Wysłany: 2024-05-21 17:28:26
Klasyczny, ale absolutnie nie sztampowy, kryminał w klimatach LA. Świetna powieść policyjna, trochę noir, trochę detektywistyczna, z dodatkiem wątku romansowego. To już piąta powieść cyklu z Harrym Boshem, a szósta w HBU, ale wciąż ma w sobie to coś. No i ten protagonista - niby twardy glina jakiego znamy z niezliczonych seriali literackich i filmowych, ale ma w sobie to coś. Zdecydowanie polecam. |
Andrew Vystosky
Posty:74 | Dotyczy: Śmiertelna rozpacz Wysłany: 2024-05-14 10:07:12
Druga część trylogii w modnym ostatnio stylu Porwanej. Bardzo dobry kryminał, choć już nieco sztampowy, za to tematyka ważna - niewolnictwo w dzisiejszym świecie, które nie ma niczego wspólnego z rasizmem, tutaj w realiach USA, czyli nasilający się z każdym rokiem handel ludźmi. |
Andrew Vystosky
Posty:74 | Dotyczy: Ubezwłasnogłowieni Wysłany: 2024-05-14 09:57:01
Bardzo dobry, oryginalny szkocki kryminał w anturażu science fiction. Lekko noir. Zaskakująca wariacja na temat przyszłości - ciekawa koncepcja. Polecam |
Andrew Vystosky
Posty:74 | Dotyczy: Cisza w Pogrance Wysłany: 2024-05-10 17:15:03
Miałem już nie pisać dłuższych tekstów o książkach, które mi się nie podobają, by więcej czasu poświęcić na te warte propagowania, ale tutaj inaczej się nie da trzeba powiedzieć co i jak. Ciszę w Pogrance Marcina Pilisa postanowiłem poznać formie audiobooka w interpretacji Ilony Chojnowskiej. Niestety nie był to dobry wybór, ale o tym dalej.
Nie wiem, na ile książka jest oparta na wspomnieniach konkretnych osób, a ile w niej fikcji literackiej. W tym wypadku nie ma to większego znaczenia, gdyż główny problem leży gdzie indziej. W dobrych dziełach dobrych autorów, nawet jeśli zajmują się beletrystyką, świat przedstawiony i zaludniające go postacie, ich działania i opisywane wydarzenia, tchną autentyzmem, realizmem i są przekonujące, nawet jeśli jest to w konwencji science fiction. I odwrotnie słabi autorzy i słabe książki, nawet jeśli są stricte literaturą faktu, nawet jeśli nie zalatują fałszem, to są nieprzekonujące. Czasami przyczyna takiego stanu rzeczy jest trudna do uchwycenia, leży gdzieś w klimacie, którego nie udało się oddać, czy w innych niuansach, ale w przypadku Ciszy w Pogrance wynika to zarówno z całokształtu tej książki, z ogólnego wrażenia, jak i z ewidentnych wręcz przegięć.
Sienkiewicz, gdy wrócił z Ameryki z podkulonym ogonem, zaczął pisać pod publiczkę, co w polskich realiach oznacza pod kompleksy i ambicje narodowe. No i powstała Trylogia, którą czytałem sam nie wiem ile razy. Czemu? Bo miał Pióro! Czytało się to, czyta i czytać się będzie z przyjemnością, gdyż takiej literatury nie jest w stanie skazić minimalne muśnięcie propagandowe, które zresztą z czasem nabrało całkiem innego wydźwięku niż miało za czasów autora. Niestety, Pilis to nie Sienkiewicz.
Gdybym nie wiedział, kto to napisał, pomyślałbym, że Ciszę w Pogrance napisał ktoś po kursach dla sowieckich agitatorów, tak przypomina mi ona obrazy kina radzieckiego serwowane u nas w czasach PRL. Wisienką na torcie jest ostatnia scena. To już kicz do kwadratu kasujący nawet dzieła komunistycznej propagandy dwoje zwykłych ludzi rozstrzeliwanych przez pojedynczego strzelca, na zmianę strzelającego to do kobiety, to do mężczyzny, nie wydaje z siebie żadnego odgłosu, nawet pojedynczego jęku, w momencie nieśmiertelnych trafień i tak wytrzymują aż do śmierci. Wypisz wymaluj prawdziwi gieroje.
Do propagandowego przegięcia wady dzieła Pilisa się nie ograniczają. Wyssana z palca pseudopsychologia sprawców ukraińskich zbrodni na Polakach aż żenuje. Mógłby się autor zastanowić, zauważyć, że takie zbrodnie są nieodrodną częścią wojen. I to nie tylko tych między państwami. Wystarczy przypomnieć sobie ryciny przedstawiające praktyki Świętej Inkwizycji. Wystarczy wspomnieć, że takie same rzeczy jak na Wołyniu działy się choćby podczas rewolucji 1917 czy rzezi Ormian. Tylko że tak naprawdę my zawsze mieliśmy gdzieś, co robią innym, póki nie robią tego nam. A gdy już robią, wtedy myślimy, że jesteśmy wyjątkowi, że nam pierwszym to robią. Ponieważ musimy być wyjątkowi, nawet jako ofiary, dorabiamy do tego wszystko historię, legendy, no i oczywiście psychologię sprawców. Gdyby Pilis był rzetelny, to sięgnąłby do autorów, którzy badali, dlaczego prawidłowością jest od wieków, a nie wyjątkiem, iż im bardziej niewinna ofiara, tym okrutniejszy sprawca. Odsyłam na początek choćby do Zimbardo.
Chwilami miałem wrażenie, że książka nie jest dziełem mężczyzny, a kobiety. Znacząca, jeśli nie przeważająca część jej objętości, to romansidło klasy B albo jeszcze gorzej, a w dodatku miejscami autor sili się na pseudopoetyckość typową dla tego kanonu literackiego, co daje efekt tragikomiczny w połączeniu z drugim głównym wątkiem, czyli rzezią. Takie kwiatki jak karabinowa seria to już zaś typowo damska wpadka.
Nie wiem, czy to celowe, że autor wszystkie kobiety w książce wykreował jeśli nawet nie jako kompletne idiotki, to przynajmniej jako lekko przygłupie, ale ja takiego czegoś nie kupuję, a scena, w której dorosła, wręcz stara baba, na poważnie zastanawia się po co faceci musieli miętosić jej cycki i jaki mieli w tym cel pozostawiam litościwie bez dalszego komentarza.
Jeśli już przywołałem Mistrza Henryka, to przypomnę, iż jednym z rysów jego warsztatu była piękna stylizacja języka stosownie do epoki, warstw społecznych i tym podobnych może nie do końca wierna realiom, ale za to przekonująca. Jeśli zaś u Pilisa ukraiński wiejski chłopak granatem od pługa oderwany czuł się zainspirowany to takie litościwe niedomówienie.
Gdyby założyć, że w powieści w miarę wiernie oddano poziom umysłowy polskiej młodzieży w postaciach głównych bohaterek, to tego się nie da dość dosadnie skomentować. Nastoletnie, niemal dorosłe dziewczyny, w drugiej połowie wojny, mają takie pojęcie o niej, o życiu i świecie, jak moje pokolenie chyba po wyjściu z przedszkola. Jak to można strawić?
Gdyby zawierzyć książce Pilisa, to czas II wojny na Wołyniu, przed masakrą Polaków, ale już po unicestwieniu Żydów, jawi się bardziej sielski niż dzisiejsza Polska. Dzieci ośmioletnie biegają same przez lasy i pola do sąsiednich wiosek za zgodą wykształconych polskich rodziców, nikt się niczego nie obawia, marzenie po prostu. To, że Żydów już nie ma, to że znajomi Ukraińcy mordują Rosjan, to że bieżeńcy opowiadają o mordowaniu Polaków i paleniu polskich wsi przez Ukraińców, to, że wszyscy Ukraińcy mają na Polaków złe oczy, to nic. Jest przecież tak spokojnie, tak przyjaźnie.
Szkoda, że wyszło jak wyszło, bo mogła być Cisza w Pogrance rzeczą ciekawą i wartościową. Autor jednak poszedł na żywioł, nie zagłębił się w temat, a literacko pracę położył. Swoją drogą, tak się zastanawiam nad analogią między Żydami z getta warszawskiego i Polakami z Wołynia. Czy to zaślepienie, ta piramidalna głupota samooszukiwania się, nie ma podobnych przyczyn? Jakich? Ciekawe, czy coś ma do rzeczy fakt, że I wojna światowa w zbiorowej mentalności Polaków i Żydów w ogóle, w przeciwieństwie do Europy Zachodniej i USA, nie istniała i nie istnieje po dziś dzień, podobnie jak ofiary innych rzezi, które nas nie dotknęły.
Autor niestety na żadne przemyślenia się nie sili. Nawet o przyczynach rzezi na Wołyniu nic ciekawego i prawdziwego nie znajdziecie. Uciekło wszystkim Polakom na wschodzie, i w książce też uciekło, że Ukraina to nie tylko nienawiść datująca się jeszcze od czasów Chmielnickiego i wcześniejszych powstań ukraińskich o czym wspomina już nawet Sienkiewicz, ale nie Pilis, to nie tylko błędy II Rzeczpospolitej wobec mniejszości ukraińskiej, to również grabieże, gwałty i rzezie okresu rewolucji bolszewickiej, to również Hołodomor, który dla nas jakby nie istniał, jakby Polsce i Polakom kompletnie było obojętne co się dzieje na Ukrainie, gdzie nasi Ukraińcy mieli rodziny, znajomych, gdzie był ich naród oraz marzenia o wolności i niepodległości. To także fakt, że my mieliśmy za sobą 1000 lat państwowości, własnej kultury, zwyczajów i jak byśmy to dzisiaj powiedzieli procedur, a Ukraińcy nie. Chyba nie można od kogoś, kto się dopiero rodzi, oczekiwać podobnej rozwagi, co od doświadczonego starca.
W kwestii samej narracji - ciągłe wybiegi myślą w przód spalające każdy wątek, oczywiście ze względów propagandowych, i związane z tym wielokrotne przeskoki w czasie, nawet w ramach jednej opowieści, jednego wątku, sprawiają wrażenie chaosu i niedopracowania. Słabe to pod tym względem bardzo. Inna sprawa, że jak się korektę powierza rodzinie i znajomym, to takie są efekty. Nie każdy jest geniuszem, który może pisać bez konkretnego redaktora, który by nim pokierował.
Niestety lektorka, jak wiele kobiet lektorów, popełnia błąd znacznie częściej popełniany przez kobiety niż przez kolegów po fachu zbyt często aktorzy i jęczy, zwłaszcza w scenach romansowych i przemocowych, co w dodatku sprawia niesmaczne wrażenie, gdy miłość, głupia, ale bądź co bądź jednak miłość, idzie w tej samej manierze co rzeź, gwałt i śmierć. Dobija książkę, której i tak już niczego nie potrzeba. Odsyłam do interpretacji Macieja Stuhra na przykład seria Cormoran Strike warto porównać. pani Chojnowska trafia na listę tych, których należy unikać.
Kiedy skończyłem Ciszę w Pogrance, z wielką ulgą zresztą, naszła mnie taka refleksja dlaczego teraz? PRL praktycznie zakończył życie trzy i pół dekady temu. Dlaczego zalew książek o Wołyniu nie nastąpił dziesięć, piętnaście lat temu, kiedy archiwa byłego ZSRR były otwarte jak nigdy dotąd, a ludzie pamiętający tamte czasy jeszcze żyli. Czemu teraz, gdy na Ukrainie trwa wojna? Przez cały czas trwania Zimnej Wojny Ruscy doskonalili sztukę wpływania na nieprzyjazne im narody, kraje i rządy, odziedziczoną po carskim imperium. W końcu to oni ukuli takie terminy jak agent wpływu oraz pożyteczny idiota. Czytając Ciszę w Pogrance warto się zastanowić, dlaczego mamy teraz wręcz wysyp tego typu literatury, w dodatku jak w tym przypadku o mizernym poziomie. Od Ukraińców wymagamy, by teraz, gdy walczą i giną, zajmowali się rozliczeniami z przeszłością, a sami ze swoją nigdy byśmy się nie zaczęli rozliczać, gdyby nie presja zagranicy. No w jednym Pilisowi trzeba przyznać wielkiego plusa wyraźnie zaznacza, że i Polacy wyrzynali cywilów Ukraińskich. I słusznie zauważa, że choć motywacja była inna, to zbrodnia jest taką samą zbrodnią. Tego zaś, że podnosi mniejszą skalę naszych zbrodni nie ma co brać dla nas na plus po prostu nie mieliśmy możliwości popełnić większych, gdyż AK pozostawiło Wołyń praktycznie bez pomocy, bez broni, bez informacji, bez planu. Gołymi rękami masowych zbrodni trudno dokonać.
I na koniec inna refleksja, nie do końca powiązana z samą książką Pilisa, ale za to właśnie z tymi nagle ożywionymi tematami Wołyńskimi - nawet Żydzi, których miliony poszły do gazu, nie mają dziś takiego żalu do Niemców, jaki my Polacy mamy do Ukraińców. A właściwie to nie do Ukraińców, a do Żydów, do Niemców, do Rosjan, właściwie do wszystkich z wyjątkiem Hucułów. W przeciwieństwie do Dziadka Sienkiewicza, który wyraźnie wskazuje zło rodzące się z hołubionych animozji między narodami, a Polakami i Ukraińcami w szczególności, w książce Pilisa tego klarownego przesłania zabrakło. Nie polecam. |
Andrew Vystosky
Posty:74 | Dotyczy: Noc szpilek Wysłany: 2024-05-04 13:05:52
No cóż - klimaty Peru przedostatniej dekady XX wieku na pewno interesujące, bohaterowie ciekawie wykreowani i przekonująco poprowadzeni, ale czegoś tu brak. Autor jakby ślizgał się po powierzchni tematu. Czytelnik może się wczuć w czwórkę protagonistów, ale już w lata 90-te w Peru niekoniecznie. W dodatku jako thriller powieść bardzo słaba - z góry celnie można obstawić jak się to wszystko skończy, a co to za thriller w którym nie ma żadnago napięcia. Niby jakiś suspend w końcówce jest, ale taki jednorazowy i szczątkowy, więc i tym nie zachwyca. Książkę bez żalu się odkłada. Gwoli prawdy bez problemu wraca się do niej po ciąg dalszy. Nie polecam, nie odradzam. |
Andrew Vystosky
Posty:74 | Dotyczy: Wojna Iwana : Armia Czerwona 1939-1945 Wysłany: 2023-06-23 22:40:29
mocno krytycznie
więcej na https://klub-aa.blogspot.com/2023/06/catherine-merridale-wojna-iwana-armia.html |
Andrew Vystosky
Posty:74 | Dotyczy: Tancerka krawędzi Wysłany: 2023-03-27 21:29:34
This edition: Format 160 pages
Hardcover Published March 24, 2021 by MAG
ISBN: 9788366712201
Poznając kolejne powieści cyklu Archiwum Burzowego Światła pióra amerykańskiego pisarza Brandona Sandersona specjalizującego się w fantastyce i powieściach dla młodzieży trochę się zgapiłem i pominąłem poboczną część serii - Tancerkę krawędzi. Postanowiłem nadrobić brak i sięgnąłem po wydanie drukiem z roku 2021 wydawnictwa MAG w twardej okładce. Książka, dość mikra w porównaniu z monumentalnymi głównymi pozycjami Archiwum. Jak się okazało, również zawartość nie jest aż tak epicka, jak w głównych powieściach serii. Po krótkiej chwili przekonałem się również, że już kiedyś,w jakimś okresie offblogowym, musiałem ją czytać i nigdzie tego nie zapisałem. Z przyjemnością jednak delektowałem się tym dziełkiem po raz drugi. Specyficzna nuta humoru z jaką autor przedstawił walkę nastoletniej protagonistki z potężnym, dojrzałym, profesjonalnym i doświadczonym przeciwnikiem to wielki atut książki. W ogóle rzecz jest napisana niezwykle lekko. Okazała się świetnym czytelniczym relaksem, poprawiaczem humoru i odskocznią od innych lektur.
Fabuły nie będę przybliżał nawet w zarysie, ale warto po Tancerkę krawędzi sięgnąć w chwili chandry, nawet jeśli żadnej powieści z Archiwum jeszcze nie poznaliście. Lektura dla każdego, od młodszej młodzieży po starych dziadków, oczywiście poza alergikami na fantasy.
Podkreślam bardzo dopracowane wydanie solidna fizyczność i jeszcze bardziej doszlifowana zawartość. Nie rzuciły mi się w oczy literówki, końcówki ani inne błędy. To godna naśladowania rzadkość w zalewie wydawniczej tandety, jaka opanowała nasz rynek książki.
Gorąco polecam |
Andrew Vystosky
Posty:74 | Dotyczy: Świetlana Droga : obóz koncentracyjny w Doniecku Wysłany: 2023-03-24 07:56:00
Zachęcony recenzją Ambrose na naszym blogu i ja sięgnąłem po wspomnieniową książkę Świetlana droga. Obóz koncentracyjny w Doniecku pióra ukraińskiego pisarza i dziennikarza Stanisława Asiejewa. Od zajęcia Donbasu przez Rosję oficjalnie przez miejscowych separatystów relacjonował on tlącą się wojnę między Rosją a Ukrainą, która później miała w pełni rozgorzeć w 2022. W 20017 roku został bezprawnie uprowadzony i pozbawiony wolności. Uwolnienia doczekał się w 2019 warto podkreślić, że w ramach wymiany jeńców między Rosją a Ukrainą, co dobitnie pokazuje, kto w rzeczywistości był stroną konfliktów w Donbasie i na Krymie. Książka opisuje jego wspomnienia z tego okresu, gdy był bezprawnie więziony, w tym między innymi z pobytu w Izolacji, tajnym więzieniu wojskowym przy ul. Świetlanej Drogi 3 w Doniecku, które jak i wiele innych miejsc odosobnienia w ruskim mirze spełnia wszystkie warunki do określenia go mianem obozu koncentracyjnego.
Ponieważ Ambrose rozpisał się dość obszernie i wnikliwie o samej książce, nie będę tego powtarzał i skoncentruję się na uzupełnieniu jego tekstu o moje wrażenia i refleksje z lektury. Po pierwsze, jak autor sam przyznaje, był on przez cały czas traktowany na odrębnych od reszty więźniów zasadach na przykład nie wychodził do pracy. Co prawda jak i pozostali był bity, torturowany i szykanowany, ale można domniemywać, że inni mieli jeszcze gorzej, więc o ile trudno sobie nawet wyobrazić piekło, które przeszedł, to tym bardziej należy się zastanowić nad tym, jaki horror prz dzą wszyscy zwykli ludzie, którzy się ruskim nie podobają, o ukraińskich jeńcach wojennych i patriotach nie wspominając. Po drugie warto podkreślić, że od czasów Stalina, tak dobitnie opisanych na przykład w Gułagu Sołżenicyna, w ruskim imperium zła nic się nie zmieniło. Wciąż widać, iż jak najbardziej aktualne jest to, czym się różniły realia nawet hitlerowskiej III Rzeszy od rosyjskich i radzieckich. W III Rzeszy lojalny hitlerowiec raczej był pewny, że do gazu nie pójdzie, natomiast w Rosji nikt, od ostatniego ciury aż po marszałka casus Tuchaczewskiego nie był pewien dnia ani godziny. Każdy z katów jutro mógł dołączyć do ofiar i nie było sposobu, by się obronić przed kaprysami cara z Moskwy. Izolacja, w której spotykają się w jednej celi ukraińscy jeńcy i patrioci z antyukraińskimi, prorosyjskimi separatystami oraz zwykłymi ludźmi, którzy starali się od polityki i spraw narodowych trzymać jak najdalej, jest ikoną rosyjskiego świata.
Może jest to niepolityczne, ale tortury są stosowane niestety na świecie dość powszechnie, również w krajach demokracji zachodnich. Inna sprawa jednak to pragmatyczne do nich podejście wynikające z ostatecznej konieczności wojna, terroryzm, tajne operacje, a inne, gdy stają się nie ostatecznym środkiem walki, ale jak w Rosji narzędziem stosowanym masowo, na ślepo i bez innego celu niż zastraszenie całego WŁASNEGO społeczeństwa. To kardynalna różnica, należy bowiem podkreślić, że wszystkie tereny sporne przylegające do Rosji, w tym Ukrainę, Rosja uważa za swoje, więc stwierdzenie, iż Rosjanie wciąż, jak za Stalina, stosują terror wobec własnego społeczeństwa, jest jak najbardziej uzasadnione. Potwierdzają to zresztą relacje z tego, co się dzieje w całej Federacji Rosyjskiej, a nawet samej Republice Rosyjskiej.
Szkoda, że forma dzieła Stanisława Asiejewa, przynajmiej w tym przekładzie, nie do końca mnie zachwyciła. W połączeniu z bardzo trudną, ekstremalnie okrutną tematyką, subiektywną narracją i brakiem spójnej konstrukcji dzieła jako całości sprawia, że lektura jest niełatwa.
Zgadzam się w całej rozciągłości z tezą, że Świetlana droga w swej wstrząsającej wymowie jest kolejnym ostrzeżeniem przed tym, co czeka i nas, jeśli nie wspomożemy Ukraińców na tyle skutecznie, by zwyciężyli. Uważam jednak, że Izolacja jest dość specyficznym tematem i nie powinno się od niego zaczynać poznawania Rosji i jej stosunku do innych narodów, a nawet do własnego. Cenna jako kolejny kamyczek układanki powinna być jednak poprzedzona poznaniem innych lektur ukazujących ponadczasowość charakterystycznej odmienności Rosji, w tym jej kompleksu oblężonej twierdzy i wszystkim, co kształtuje piekło, jakim się stała również dla zwykłych własnych obywateli, którzy marzą o tym, by być normalnymi ludźmi, ale w większości nie są w stanie nimi zostać, nawet gdyby wyjechali. Polecam choćby naszą rodzimą autorkę Anne Applebaum czy wspomnianego noblistę Sołżenicyna. Jest w czym wybierać.
Na koniec przytoczę zasłyszany komentarz jednego z Ukraińców dotyczący postaw w obecnej wojnie Może i ci ze wschodu Ukrainy, nie tylko Rosjanie, by się ruskim poddali, gdyby to był normalny kraj, gdyby nie to, że wiedzą, jak jest w Rosji i oni za żadne skarby nie chcą tam się znaleźć. Dobrze by było, by świadomość tego, z czym walczą Ukraińcy, była u nas i na Zachodzie większa oraz by poszło za tym jeszcze większe wsparcie.
Reasumując książka na pewno warta poznania, ale nie na pierwsze podejście do tematu. |
Andrew Vystosky
Posty:74 | Dotyczy: Zabić głodem : sowieckie ludobójstwo na Ukrainie Wysłany: 2023-02-22 06:43:48
Simon Starow 1916-1998, pseudonim literacki Miron Dolot, był synem ukraińskiego rolnika. Można powiedzieć, że dorastał wraz z rosyjskim komunizmem, a potem przeżył jako nastolatek Wielki głód na Ukrainie Hołodomor, wywołaną sztucznie przez komunistyczne władze ZSRR klęskę głodu w latach 19321933, która szczególnie dotknęła wieś ukraińską. W czasie wojny trafił do niewoli niemieckiej, potem do zachodniej strefy okupacyjnej, a po wojnie wyemigrował do USA, gdzie został profesorem języków słowiańskich i pisarzem najbardziej znanym ze swych prac dotyczących historii Ukrainy.
Zabić głodem. Sowieckie ludobójstwo na Ukrainie to świadectwo. Świadectwo zbrodni popełnionej przez komunistyczną Rosję, która nie ma odpowiednika w historii świata. To też przejmujące przypomnienie tragedii narodu ukraińskiego skazanego przez Stalina na śmierć głodową. Zamiarem Stalina było bowiem zlikwidowanie wszystkich samodzielnych chłopów ukraińskich, gdyż uważał, że oni właśnie są kręgosłupem ukraińskiej tożsamości narodowej, ostoją tradycji i ukraińskiego umiłowania wolności. Poza tym Ukraina nie tylko była solą w oku Rosji stalinowskiej, ale jest nią i obecnie. Zawsze można stłamszonym, zubożałym Rosjanom jakoś pokrętnie wytłumaczyć, dlaczego na przykład w Polsce dzieje się ludziom lepiej, bo Polacy zawsze byli obcy, ale Ukraińcy byli swoi, więc jak wytłumaczyć, że jest im lepiej i że nie chcą iść rosyjską drogą?
Choć dzieło ma formę wspomnień dziecka, a później nastolatka, tworzy spójny i wyrazisty obraz z opracowaniami historycznymi, jak choćby ze świetnym Czerwonym głodem Red Famine: Stalins War on Ukraine:1921-1933 Anne Applebaum czy też tak znanymi arcydziełami jak Archipelag Gułag Sołżenicyna. Ze względu na subiektywną formę, na perspektywę ofiary znajdującej się w samym sercu horroru z piekła rodem, lektura jest przejmująca, a koszt emocjonalny jej poznania spory. Jednak, podobnie jak i oba wspomniane wyżej dzieła, stanowi jeden z kluczy do poznania przyczyn i faktycznego stanu dzisiejszej Rosji, Ukrainy oraz ich wzajemnych stosunków. To jedna z lektur absolutnie must read dla każdego, kto chce wiedzieć i rozumieć.
Wiele osób koncentruje się na Putinie czy Stalinie nie zwracając uwagi na ciągłość procesów historycznych, które ukształtowały dzisiejszą Rosję i choć ci dwaj dyktatorzy pełnią w nim wyjątkową rolę, to nie należy jej przeceniać i łudzić się, że Rosja bez Putina może stać się normalnym krajem, cokolwiek to znaczy.
Warto też podkreślić fascynującą różnicę między Ukraińcami, Rosjanami i na przykład Polakami. Z wszystkich trzech narodów Ukraińcy zostali najbardziej sterroryzowani przez komunizm i doznali największych strat osobowych straty w wyniku Hołodomoru przewyższają znacznie nawet straty narodu polskiego w następstwie II wojny światowej, a w dodatku ich dzieje jako narodu praktycznie pozbawionego własnej odrębnej historii i państwowości w porównaniu do wieków samodzielnej Rosji i Polski nie dają żadnych podstaw do wytłumaczenia fenomenu ukraińskiego umiłowania wolności, którego obecna wojna jest kolejnym przykładem. Ciekawym by było dogłębne poznanie tematu mechanizmów społecznych, które pozwoliły Ukraińcom mimo przeciwności wytworzyć w tak krótkim historycznie czasie tak silne poczucie tożsamości i determinację do walki o niepodległość.
Lektura jest też łakomym kąskiem dla tych, których fascynuje problematyka inteligencji przetrwania w warunkach ekstremalnych, bowiem autor, któremu ojca komuniści zamordowali już w 1919, raczej nie był tym, komu by można prorokować przetrwanie, a jednak przeżył i Hołodomor, i II wojnę.
Zabić głodem to dzieło wybitne zarówno jako subiektywne świadectwo, jako wyrzut moralny i przejmujące emocjonalnie studium człowieczeństwa i odczłowieczenia, ale i jako dokument będący niezbędnym elementem do zrozumienia dzisiejszej Rosji i Ukrainy. Zachęcam do zmierzenia się z tą lekturą |
Andrew Vystosky
Posty:74 | Dotyczy: Schronisko Wysłany: 2023-02-09 22:24:29
Przeglądając różnojęzyczne wydania tej powieści po raz kolejny się zastanawiam jakie kompleksy powodują, że na polskim rynku wydawniczym zamiast jak najrzetelniejszego tłumaczenia oryginalnych tytułów króluje moda wymyślania całkiem nowych, w dodatku aż nazbyt często niemających, jak i w tym przypadku, niczego wspólnego z treścią książki.
Przez pierwszą połowę Schronisko czytało się bardzo dobrze - solidna, klimatyczna pozycja w modnym ostatnio temacie porwania, na granicy powieści detektywistycznej, kryminału i thrillera, z dominacją tego ostatniego i koncentracji na ofierze. Potem wydawało mi się, że poziom poleciał i coś się załamało, ale to tylko była taka gierka autora z czytelnikami. Szybko się okazało, że Lloyd właśnie ujawnia iż coś, co miało być tylko dobre, jest świeżym powiewem w nieco już oklepanym kanonie. Oryginalna, zaskakująca fabuła sprawia, że nawet tym, którym porwania już się nieco przejadły, Las Pamięci na pewno się spodoba. Chętnie sięgnę po coś jeszcze, co wyszło spod pióra Sama LLoyda, a Schronisko zdecydowanie polecam. |
Andrew Vystosky
Posty:74 | Dotyczy: Powrót lwa Wysłany: 2023-01-24 22:22:20
Nelson DeMille
Powrót Lwa
John Corey #5
First published June 8, 2010
Original title The Lion
This edition:
Paperback
translator Zofia Wawrzyniak
Published November 10, 2010
ISBN 9788376701042
Jeśli chodzi o powieść sensacyjną łącznie ze wszystkimi pokrewnymi i przenikającymi się z nią gatunkami, od szpiegowskiej i kryminalnej po thriller, DeMille niewątpliwie plasuje się w ścisłej światowej czołówce wszechczasów. Jak dotąd na jego powieściach nigdy się nie zawiodłem. Powrót Lwa, piąta część cyklu o Johnie Coreyu, może nie jest tak oryginalna i zaskakująca jak poprzednie, ale pewnie dlatego, że to sequel części drugiej Gra Lwa, więc pewne rzeczy są oczywiste, inne łatwe do przewidzenia. Samodzielnie byłaby to nie rewelacyjna, ale wciąż bardzo dobra powieść z pogranicza thrillera, sensacji i powieści detektywistycznej, ale i tak trzeba ten cykl czytać po kolei zaczynając od Śliwkowej Wyspy, a całość przygód Johna Coreya jak dotąd jest fantastyczna. Mam nadzieję, że ten minimalny spadek formy autora jest tylko chwilowy i już się nie mogę doczekać lektury następnej części.
No i łyżeczka dziegciu. To wydanie jest kolejnym przykładem arogancji tłumaczek, które myślą, że jak zdobyły zawód, to już wszystkie rozumy zjadły, co zwalnia je nie tylko z tego, by wiedzieć, ale i by myśleć. Jaki trzeba prezentować poziom umysłowy i jakie mieć pokłady zadufania w swą nieomylność, by przetłumaczyć glock kaliber .40 jako kaliber 40 mm? .40 to 10,16 mm, a 40 mm to kaliber działka, ale nie broni strzeleckiej. Jak można raz pisać, że glock to pistolet, a akapit dalej, że rewolwer? Jak można raz pisać, że lecą helikopterem, a chwilę później, że samolotem? Lepiej niech ta pani tłumaczy romanse, bo tłumaczenie tego typu literatury wychodzi jej żenująco. |
Andrew Vystosky
Posty:74 | Dotyczy: Zamknij drzwi Wysłany: 2023-01-18 13:57:53
Zamknij drzwi
DCI Tom Douglas #9
by
Rachel Abbott
Adrian Napieralski Translator,
Anna Szymańczyk Narrator
audiobook
Published by Wydawnictwo Filia first published January 16th 2020
Original Title
Right Behind You
Seria o seria brytyjskim policjancie Tomie Douglasie pióra Rachel Abbot łącząca w sobie elementy thrillera, powieści detektywistycznej, obyczajowej i psychologicznej może nie jest moim numerem jeden, ale jednak śmiało mogę ją zaliczyć do ulubionych. Polski tytuł jak zwykle z kosmosu wzięty i nijak mający się do oryginalnego ani do treści książki. Wybrałem formę audio i choć zwykle kobiety czytają dużo gorzej niż płeć przeciwna, to jednak Anna Szymańska dała radę. W pierwszej chwili zapowiada się na nudę, ale potem... będzie się działo! Fabuły nie będę zdradzał, i tak cykl trzeba poznawać po kolei, ale jest dobrze! Może nie aż tak świetnie jak poprzednim razem, ale to i tak kawał wciągającej opowieści z pogranicza wspomnianych wcześniej gatunków. Bardzo wyraźne jest przeniesienie uwagi z protagonisty cyklu powieściowego na osoby występujące tylko w tym epizodzie i ten chwyt świetnie się udał. Polecam zdecydowanie, ale jak wspomniałem tylko tym, którzy poznali już wszystkie poprzednie tomy każdy kolejny zawiera odniesienia do poprzednich i następstwa wydarzeń, które w nich miały miejsce. |
Andrew Vystosky
Posty:74 | Dotyczy: Zaślepienie Wysłany: 2023-01-17 21:49:31
Zaślepienie - krwawy debiut Karin Slaughter
Pierwszym moim czytelniczym spotkaniem z twórczością amerykańskiej pisarki Karin Slaughter było fascynujące Miasto Glin, więc postanowiłem znów sięgnąć po coś z jej dorobku. Padło na powieściowy debiut tej autorki z 2001 - Zaślepienie, miks powieści detektywistycznej i thrillera. No - tym razem nie było aż tak świetnie. Modus operandi sprawcy na siłę krwawy, na modłę amerkańską, choć niestety rzeczywistość czasem przerasta nawet taką fikcję. Epilog nie to, że nierealny, ale nagły, krótki i w ostatnim możliwym momencie, więc gdy napięcie i zaciekawienie czytelnika nieco opada, a po pozostawia uczucie pewnego zawodu. Mimo tego niezła pozycja, choć raczej tylko dla miłośników gatunku. No, ale to debiut, więc pamiętając wspomniane Miasto Glin na pewnie jeszcze po coś z dorobku Karin Slaughter sięgnę. |
Andrew Vystosky
Posty:74 | Dotyczy: Cela numer 17 Wysłany: 2023-01-02 12:32:40
Totalne zaskoczenie. Świetne, prześwietne. Klasyczny kryminał z obszernymi elementami opowieści więziennej. Jeden z najlepszych, jakie czytałem - poziom światowej czołówki. Do tego interesujące dla nas słowackie realia, oryginalność i niepowtarzalny klimat. Tylko oczywiście ktoś to musiał zepsuć, żeby nie było odealnie. Tłumacz sprawiłby się, gdyby nie namiętne i konsekwentne zamienianie słowa pistolet sprawdziłem w oryginale, na rewolwer, co w połączeniu z nazwą Glock 19 jest wręcz żenujące. Czy to jakaś choroba zakaźna polskich tłumaczy? Ale i tak naprawdę warto to przeczytać. |
Andrew Vystosky
Posty:74 | Dotyczy: Szkice piórkiem Wysłany: 2022-08-28 12:33:39
Dzięki uprzejmości znajomego uzyskałem dostęp do nagrania książki czytanej Szkice piórkiem autorstwa Andrzeja Bobkowskiego w interpretacji Adama Ferency emitowanego swego czasu bodajże w 2012 przez Program 2 Polskiego Radia. Dzieło wydało mi się wyjątkowo godne uwagi, więc niezwłocznie się wziąłem za jego słuchanie.
W ostatnich latach miałem szczęście poznać kilka wyjątkowo wartościowych polskich pozycji wspomnieniowych dotyczących lat między~ i wojennych, że wspomnę choćby Czasy wojny Ferdynanda Goetela, Spowiedź Calka Per dnika czy Pięć lat kacetu Stanisława Grzesiuka. Poprzeczkę oczekiwań miałem więc ustawioną wysoko, ale postanowiłem podejść do Szkiców piórkiem całkiem bezstronnie, bez wcześniejszego researchu o autorze, i pozwolić, by przemówiły do mnie same, jeśli zdołają.
Szkice Bobkowskiego to bieżące zapiski, forma pamiętnika spisywanego na gorąco. Rozpoczynają się tak trochę ni z gruszki ni z pietruszki, bo od 20 maja 1940 roku. Potem dopiero dowiadujemy się, iż wcześniejsze materiały zostały zniszczone po upadku Francji pod presją kolaborujących z Niemcami Francuzów, którzy jak to wielokrotnie przy różnych okazjach Bobkowski podkreślał, często nie tylko gorliwie wykonywali wszelkie zarządzenia okupanta, ale wręcz starali się je uprzedzać, by się nowym panom Francji przypodobać. Pamiętnik kończy się 25 sierpnia 1944 roku opisem wyzwolenia Paryża.
Od pierwszych chwil genialnie dobrany do tej lektury głos Adama Ferency wspólnie z samą książką po prostu uwodzi odbiorcę. Choć Andrzej Bobkowski nie był z wykształcenia literatem ani nawet humanistą, a ekonomistą, zaś Szkice są jego pierwszą próbą pisarską i to podjętą bez myśli o późniejszej publikacji, to gruntowne wykształcenie i wrodzona inteligencja oraz talent dały w wyniku coś, co ma ów sznyt niepowtarzalny, którego próżno szukać wśród wielu znanych i uznanych pisarzy oraz historyków. Szkice warsztatowo zadziwiają niepowtarzalnym stylem z lekkością i gracją łączącym mowę potoczną z najpiękniejszą, poetycką wręcz polską prozą, imponującą erudycją, zaś w zakresie treści i przekazu uderzają oryginalnością spojrzenia, osobistym, subiektywnym ujęciem poruszanych tematów, bystrością obserwacji i logicznością krytyki oraz analizy wydarzeń. Po równie interesujące są jednostkowe obserwacje, osobiste przeżycia czy uczucia autora, co refleksje polityczne, historyczne i filozoficzne. Myśli autora równie swobodnie poruszają się zarówno w kwestiach realiów i trudności bytu w okupowanej Francji handel czarnorynkowy, szukanie jedzenia na śmietnikach, co w opisach wrażeń z wydarzeń świata kultury, sztuki i dzieł literackich. W każdej zaś chwili bije z każdego słowa umiłowanie życia, poczucie bycia tu i teraz, smakowania chwili i rzadko spotykana umiejętność bezkolizyjnego łączenia tego z szerszym oglądem spraw światowych, zarówno politycznych, wojennych, jak historycznych, filozoficznych i etycznych.
Szpice piórkiem ułożone są chronologicznie, a lata zastępują rozdziały od 1940 do 1944, ale można wyróżnić cztery części dotyczące określonych etapów życia autora w owym okresie - Paryż przed ewakuacją 20 maja 11 czerwca 1940, ewakuacja oraz pobyt w Carcassonne i Gruissan 12 czerwca 5 września 1940, niesamowity rajd rowerami z Carcassonne do Paryża 6 29 września 1940 i ponownie pobyt w Paryżu 3 października 1940 25 sierpnia 1944. Każdy z tych etapów okupacji ma swą własną, specyficzną atmosferę i tematy wiodące. Zawsze jednak, każdego dnia, niezależnie od okoliczności, widać w Szkicach pełną afirmację bycia, bycia człowiekiem, bycia człowiekiem wolnym.
Zadziwiające, iż ekonomiście, który nigdy wcześniej nie pisał, udało się stworzyć genialne dzieło tchnące umiłowaniem wolności, emocjonalne i zarazem liryczne, logiczne i mądre, jednocześnie dokument i osobisty przekaz. Chyba nie spotkałem dotąd w literaturze niczego podobnego. Dla dzisiejszego czytelnika dodatkowo Szkice piórkiem mogą być chyba najlepszym lekarstwem na depresję. To po prostu unikalna pozycja w naszej literaturze.
Książka została po raz pierwszy wydana dopiero w 1957 przez Instytut Literacki w Paryżu. Jest ona czymś całkowicie odmiennym od całej okupacyjnej literatury zarówno w węższym, polskim, jak i szerszym, europejskim rozumieniu. Prezentuje oryginalne, osobiste spojrzenie na wiele aspektów ówczesnej i historycznej rzeczywistości oraz jest bezcennym votum separatum pozwalającym inaczej spojrzeć na wiele spraw, ośmielającym do samodzielnej interpretacji i krytyki dogmatów, autorytetów, a zarazem do złapania dystansu do wszystkich wielkich idei, wielkich ludzi i wielkich spraw, za wyjątkiem wolności. Bo bez wolności nie można być człowiekiem. Gdzie kończy się wolność, tam kończy się człowieczeństwo, kończy się indywidualizm i bycie sobą.
Po wysłuchaniu audiobooka i zerknięciu jeszcze do wydania tradycyjnego Wydawnictwo CiS Warszawa Stare Groszki 2014 opatrzonego interesującym posłowiem Romana Zimanda, zajrzałem do życiorysu Andrzeja Bobkowskiego. Urodził on się w 1913 w Wiener Neustadt w Austrii zmarł w 1961 w Gwatemali. W latach 1924-26 przebywał w Toruniu, a następnie do 1933 r. mieszkał i kształcił się w Krakowie. Od 1933 do 1936 r. studiował ekonomię w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie. W 1938 r. odbył się ślub Bobkowskiego z Barbarą Birtusówną, a w marcu 1939 r. Bobkowscy wyjechali do Paryża. Być może to, że w czasie edukacji nie był związany z jednym miejscem, z jednym ośrodkiem akademickim i z jednym z poniekąd przeciwstawnych polskich środowisk intelektualnych Kraków, Warszawa, wpłynęło na rozwinięcie się indywidualizmu, oryginalności i śmiałości myśli Bobkowskiego, jego wrażliwości, krytycznej logiki, bystrości obserwacji i zarazem głębi emocjonalnej.
Trzeba jeszcze wspomnieć o nienawiści jaką Bobkowski żywił do komunizmu oraz nieufności, z jaką podchodził do Rosji. To jeszcze jeden aspekt potwierdzający jego zdrowy rozsądek, wyczucie polityczne i historyczne. Jednak Szkice uczą tych, którzy tego nie potrafią, jak być czujnym i krytycznym nie popadając jednocześnie w paranoję, jak słuchać polityków i wiadomości nie popadając w depresję, jak być świadomym, ale nie dać się tym zdołować.
Sam nie wiem, co w Szkicach piórkiem dominuje czy wartości emocjonalne, czy przekaz historyczny i polityczny, czy niesamowity warsztat literacki - czy wywołują u słuchacza i czytelnika większe doznania uczuciowe, czy bardziej są pożywką dla rozumu. Nie przypominam sobie innego autora, który by swoją prozą po równi angażował mózg i serce odbiorcy. Tym dziwniejsze, że w Polsce jedno z największych dzieł tego typu, jakim niewątpliwie są Szkice piórkiem, jest mało znane, jakby zapomniane, podobnie zresztą jak cenne dzieła innych autorów. Wielu z nich, jak Goetel, było przez dziesięciolecia przez komunistów i spolegliwych wobec nich nauczycieli, akademików, krytyków i historyków świadomie wymazywanych ze świata naszej literatury i z naszej świadomości narodowej, ale przy Bobkowskim mam wrażenie, iż Szkice piórkiem nie były i nie będą mile widziane przez żadną władzę. Gdy przeczytacie, albo posłuchacie Bobkowskiego, będziecie wiedzieli dlaczego. Każda władza, przynajmniej w naszym kraju i w naszych czasach, marzy o wyznawcach, a Bobkowski uczy bycia sobą, bycia sobą tu i teraz, w pełni. I smakowania tego bycia Człowiekiem.
Szkice piórkiem to jedna z tych książek, które trzeba polecać przy każdej okazji. Przypominać o tym, że takie dzieło istnieje. Choć historia sprawiła, że niemal je zapomniano, gdyż nie wpisało się w wizje rządu dusz żadnej z kolejnych sprawujących u nas władzę sił, tym bardziej jest warte poznania. Treści analizy historycznej, politycznej czy filozoficznej okazały się absolutnie ponadczasowe, zaś piękno języka, wrażenia emocjonalne i umiejętność płynnego połączenia spraw serca i rozumu, piękna i wiedzy, zadziwiają dziś chyba jeszcze bardziej niż kiedyś. Gorąco zachęcam do lektury.
recenzja pierwotnie opublikowana na blogu, dokąd zapraszam na wymianę wrażeń z lektury i nie tylko https://klub-aa.blogspot.com/2022/08/andrzej-bobkowski-szkice-piorkiem-dzieo.htl |
Andrew Vystosky
Posty:74 | Dotyczy: Legion potępieńców Wysłany: 2022-08-28 12:25:02
Sven Hassel vel Sven Hazel vel Villy Arbing właśc. ven Pedersen ur 1917 zm. 2012 w Barcelonie był Duńczykiem, który w czasie drugiej wojny walczył w szeregach armii niemieckiej, a po wojnie został autorem powieści antywojennych. Sięgając po pierwszą z jego książek, według autora najbardziej, bo w 90% autobiograficzną, miałem nadzieję na coś podobnego do prześwietnych wojennych pozycji wspomnieniowych takich jak Sołdat - Nikolaya N. Nikulina czy Przez wojenną zawieruchę . . ! Borisa Gorbaczewskiego , tyle że pisanego z perspektywy z drugiej strony barykady.
Do lektury podszedłem tak, jak to u mnie najczęściej bywa, czyli bez researchu o autorze i jego dziele, spojrzawszy jedynie na oceny bardzo wysokie na goodreads.com. Z początku czytało się dobrze, choć z każdą stroną bardziej zaczynał mnie drażnić siermiężny styl tej prozy, którego nie można zwalić na tłumacza. Potem poczęły też we mnie narastać wątpliwości co do wiarygodności opowieści i samego autora. Coraz bardziej raziły mnie dialogi głównych bohaterów, które powinny być nie wiem czemu nie są kompletnie nieprzekonujące nawet dla czytelników i czytelniczek, którzy o realiach wojska i innych służb nie mają absolutnie żadnego pojęcia, bowiem zarówno poszczególne kwestie, jak i ich całościowy kształt nawet w najmniejszym stopniu nie korespondują z charakterami, wykształceniem, obyciem i sytuacją bohaterów. Potem było jeszcze gorzej książka z byle jak klejonym grzbietem zaczęła sypać kartkami gęściej niż aleja kasztanowców i klonów listowiem jesienią, ale nawet to wnerwienie nie przebiło potęgującego się we mnie odczucia taniej fikcji i narastania ilości błędów merytorycznych oraz propagandowego zadęcia, a raczej przegięcia. Nie wierzę by człowiek, który pół wojny spędził pod pancerzem, nie znał podstawowego uzbrojenia przez siebie używanego ani by mógł się omylić o kilkaset procent co do liczebności jednostki. Zwykli żołnierze po zasadniczej służbie wojskowej do końca życia pamiętają sprzęt, którego używali i liczebność jednostek w których służyli. O prawdopodobieństwie takiego, a nie innego, przebiegu wydarzeń w książce opisanych nawet nie będę się wypowiadał.
Gdy miałem za sobą nieco ponad połowę lektury byłem nią ją już tak zniesmaczony, że postanowiłem sobie z tymi mitomańskimi wypocinami dać spokój. Nie twierdzę, że autor nie był żołnierzem, że nie był na froncie, ale jaką rolę naprawdę tam pełnił? Był przez hitlerowców wielokrotnie odznaczany najwyższymi odznaczeniami, awansował od szeregowego do stopnia oficerskiego jak się ma to do deklarowanego nastawienia antyfaszystowskiego i antyhitlerowskiego, którego podobno wcale nie trzymał w tajemnicy?
Książka ma wyraźne wypaczenie ideologiczne. Widać oczernianie wręcz wojska niemieckiego i wybielanie na siłę kacapów, komunizmu i Stalina. Propagatorzy książek Hassela tłumaczą to faktem, iż pisał już po wojnie, kiedy komunizm na Zachodzie przez wielu był uważany za atrakcyjniejszy od kapitalizmu i demokracji, a Niemcy biły się w piersi za Hitlera. Czy ten argument, mający bronić pisarza, nie jest aby najwyraźniejszym dowodem przeciw jego wiarygodności, gdyż potwierdza, iż nie są to rzetelne wspomnienia, a pisanina typowo pod publiczkę i bieżące zapotrzebowania polityczne?
Jeśli chodzi o Żelazne Krzyże, których się Hassel dochrapał, to też budzą we mnie, w świetle jego wypocin, mieszane uczucia. Oczywiście, te odznaczenia mógł w wyjątkowych bardzo wyjątkowych sytuacjach zdobyć żołnierz o nieprawomyślnych poglądach, ale tylko za najbardziej osobiste męstwo. Taki jednak żołnierz na pewno by wiedział jakiej broni i uzbrojenia używał w czasie dokonywania swych bohaterskich czynów i nie myliłby się w najbardziej podstawowych kwestiach. Jednak żołnierz pełen narodowosocjalistycznych przekonań i popierany przez przełożonych mógł je zdobyć za zasługi innego rodzaju oficjalnie nazywano to wybitnymi osiągnięciami na polu dowódczym. Jeśli mają rację badacze uważający Hassela za zadeklarowanego nazistę, który po wojnie się przefarbował, to tłumaczyłoby to brak u pisarza znajomości realiów prawdziwie frontowych, takich z pierwszej linii i jednoczesne posiadanie wielu odznaczeń hitlerowskich.
Nie mnie jednak oceniać samego autora. Nadmieniam tylko o powyższym, bo nie ma tego w mainstreamowych informacjach, że jego osoba i życiorys budzi poważne wątpliwości. Wracając do samej książki, jest to kompletny gniot pod każdym względem. Tragiczny styl, kompletnie nieprzekonujące pod względem psychologicznym i socjologicznym postacie, wyraźne przekłamania merytoryczne widoczne już na pierwszy rzut oka, bez głębszych badań. W dodatku wszystko do okraszone pochwałą komunizmu, oczernianiem Niemców, tak jakby prawdziwych zbrodni mało im było można zarzucić i krytykowaniem Zachodu oraz demokracji. Ponieważ na dokładkę książka jest przesycona prostacką, fałszywą krytyką wojny oraz infantylną pochwałą pacyfizmu, więc można zrozumieć, że z różnych powodów znalazła we wczesnych latach pięćdziesiątych, gdy ujrzała światło dzienne, wielu propagatorów. A potem to już poszło. Dlaczego dobra? Bo tak mówią krytycy, bo się sprzedaje, bo jest reklamowana, bo obnaża okrucieństwo wojny, itd.
Zdecydowanie i z pełnym przekonaniem odradzam. To nie tylko słaba, ale głupia i szkodliwa książka. Tym bardziej szkodliwa, że podstępna, że za nośnymi hasłami antywojennymi i antyfaszystowskimi przemyca fałszywy obraz, przekonania i pseudowiedzę.
recenzja pierwotnie opublikowana na blogu, dokąd zapraszam na wymianę wrażeń z lektury i nie tylko https://klub-aa.blogspot.com/2022/08/sven-hassel-legion-potepiencow-ksiazka.html
|
Andrew Vystosky
Posty:74 | Dotyczy: Będzie to, co było : jak totalitaryzm odradza się w Rosji Wysłany: 2022-07-31 08:26:11
Jeśli okres późnego PRL uśpił w narodzie odwieczną czujność wobec niedźwiedzia ze wschodu, to upadek komuny i rozpad ZSRR obezwładnił do końca wszelkie mechanizmy obronne wobec moskiewskiej propagandy, a także wobec działań tych, którzy czy to z głupoty, czy dla osobistej korzyści, byli gotowi uzależnić Polskę od Rosji. Nie powiem, że ja byłem wśród nielicznych chlubnych wyjątków, ale na szczęście nigdy nie zaszedłem tak daleko, by widzieć w wielkim ze wschodu kraj, który może traktować nas równorzędnie, ani tym bardziej brata. Z drugiej strony, nawet po ataku Rosji na Ukrainę w lutym 2014, który zapoczątkował wojnę trwającą do dzisiaj, nie przykładałem do niej większej wagi. Owszem, słyszałem o wojnie hybrydowej, o interwencji na Krymie oraz wojnie w Donbasie, i byłem pełen podziwu dla odwagi i skuteczności Ukraińców, ale już na przykład incydent w Cieśninie Kerczeńskiej mi uciekł. Nie mam niczego na swe usprawiedliwienie poza tym, że nigdy się specjalnie polityką bieżącą nie interesowałem, być może z tego powodu, że większość życia spędziłem w zantagonizowanej, ale całkiem stabilnej Europie i świecie podzielonym, zdałoby się ostatecznie, między dwa mocarstwa. Jest jednak bezspornym, że ten stan uśpienia wobec rosyjskiego zagrożenia nie mógłby aż tak oślepić niemal całego narodu, gdyby moskiewskiej propagandy i agentów wpływu nie wspierali europejscy politycy. W Polsce Donald Tusk, nazywany przez rosyjskie media naszym człowiekiem w Warszawie, i siły wokół niego skupione, prowadziły tak prorosyjską kampanię, że nawet zestrzelenie w lipcu 2014 pasażerskiego samolotu Boening 777 malezyjskich linii lotniczych przeszło niemal bez echa i nie zdołało przekonać większej liczby ludzi do trzeźwej oceny Rosji. Dopiero zbrodnicza, pełnoskalowa agresja Rosji na Ukrainę zmusiła wszystkich do przyznania, że Rosja jest zła i nawet promoskiewskie lisy próbują się teraz przefarbować na patriotów licząc na to, że ludzie zapomną jak ślinili się do Putina. Jest to zrozumiałe, że szaremu człowiekowi, który nie interesował się polityką, było trudno wcześniej ocenić narastające na wschodzie zagrożenie, ale Tusk i politycy z jego stronnictwa nie mogą się tak tłumaczyć. Putin i Rosjanie wcale się ze swymi zamiarami odzyskania granic ZSRR nie kryli, podobnie jak z tym, że mają Polskę i cały Zachód za wrogów oraz że tak naprawdę wszystko co dała im Jałta powinno do nich wrócić. Można to było usłyszeć i wyczytać w rosyjskich mainstreamowych, rządowych mediach a przecież Tusk i jego poplecznicy mieli do pomocy analityków, wywiad i kontrwywiad, politologów i Bóg wie kogo jeszcze. Nadciągającej burzy nie wiedzieli i nie słyszeli, bo nie chcieli. Czy z głupoty, czy z wyrachowania? - Nie mnie to oceniać. Czas zacząć jak najszybciej uzupełniać wiedzę i poszukać odpowiedzi na pytanie jak do tego wszystkiego doszło i co będzie dalej.
W ramach tego przyspieszonego kursu pogłębiania wiedzy o Rosji i Putinie dotąd zapoznałem się już z kilkoma książkami wartymi polecenia. Bill Browder w autobiograficznym opracowaniu Czerwony alert. Jak zostałem wrogiem numer jeden Putina Red Notice: A True Story of High Finance, Murder, One Mans Fight for Justice z 2014 roku okiem anglosasa spogląda na sprawę i w sposób klarowny, prosty oraz dosadny, bo na własnym przykładzie, udowadnia, że Rosja pod władzą Putina jest nowym, prawdziwym Imperium Zła. W sposób uproszczony, ale jak najbardziej celny, opisuje błyskawiczną drogę nowego cara do władzy i niewyobrażalnych bogactw objaśniając przystępnie przy okazji jego metody, w tym sporo z niezliczonych popełnionych przez niego zbrodni.
Garri Kasparow Garry Kasparov w książce Nadchodzi zima. Dlaczego należy powstrzymać Władimira Putina i wrogów wolnego świata Winter Is Coming: Why Vladimir Putin the Enemies of the Free World Must Be Stopped z 2015 podejmuje tę samą problematykę z perpektywy rosyjskiego patrioty i dysydenta, który musiał przed terrorem uciekać za granicę. To rozszerzenie tematu w stosunku do pracy Browdera, bowiem nie ogranicza się tylko i wyłącznie do historii Putina, ale ukazuje jak to się stało, że demokracja w Rosji się nie udała.
Na kolejne podejście pod temat Rosji i Putina wybrałem naprawdę obszerną i szczegółową pozycję pióra Mashy Gessen ur. 1967 jako Maria Aleksandrowna Gessen, ros. , rosyjsko-amerykańskiej pisarki społeczno-politycznej i działaczki na rzecz praw LGBT.
Gessen pokusiła się o nietypową konstrukcję książki. Nie jest to typowo subiektywna opowieść jak u Browdera, czy częściowa stylizacja na książkę popularnohistoryczną jak u Kasparowa. Masha Gessen opowiada historię najnowszą Rosji naprzemiennie śledząc dzieje siedmiu osób poszerzone o losy ich rodzin. Daje to perspektywę od dołu możemy się dowiedzieć, jak sprawy wyglądały w oczach Rosjan o kompletnie różnych przekonaniach, pozycji społecznej i orientacji seksualnej. Tak, orientacji seksualnej, gdyż dopiero ta lektura uświadomiła mi, że świetnym probierzem nie tylko opresyjności władzy, ale i innych zjawisk społecznych, może być deklarowany i faktyczny mogą być rozbieżne stosunek nie tylko do różnych preferencji seksualnych, ale i do innych spraw związanych z płcią, takich jak rola płci, aborcja, macierzyństwo, itd. Podobnie zresztą jak stosunek do wszelkich innych mniejszości wyznaniowych, narodowościowych, światopoglądowych, rasowych.
W kwestii wiedzy, jaką uzyskamy z lektury, jest to niezwykle poszerzona i pogłębiona porcja w porównaniu do opracowania Kasparowa, które już samo w sobie zawiera wiele informacji nieznanych przeciętnemu czytelnikowi. Dzieło Mashy Gessen to naprawdę pokaźne tomiszcze i dzięki temu udało się w nim zmieścić jednocześnie ogólną analizę dzisiejszego stanu Rosji oraz elementów historii, które do niego doprowadziły, jak i wiele szczegółów jeszcze bardziej przybliżających omawiane kwestie, a wszystko to opatrzone imponującą ilością odnośników do materiałów źródłowych.
Kiedy porównamy trzy wspomniane książki autorstwa Browdera, Kasparowa i Gessen, to można powiedzieć, że każde z nich, we właśnie tej kolejności, jest pogłębionym i poszerzonym w stosunku do poprzedniego opracowaniem tematu. W tym też kierunku następuje przejście od całkowitej subiektywności Browder do naukowego obiektywizmu Gessen. O wiarygodności tych dzieł i celności wniosków w nich zawartych może pośrednio świadczyć ich zbieżność, pomimo odmiennej perspektywy i narodowości autorów. Niestety różnice, które zauważymy między wyciąganymi przez autorów wnioskami, gdy przeanalizujemy ich szczegóły i porównamy w tej samej kolejności, prowadzą do konstatacji, że im głębsza analiza, im więcej danych, tym bardziej pesymistyczny obraz rosyjskiej teraźniejszości i przyszłości. Browder winą za całe zło obarcza Putina i jego mafię, uważając jednak naród rosyjski za zdrowy, choć momentami sam temu zaprzecza, gdy daje przykłady patologii wmurowanych przez wieki w fundamenty rosyjskiej tożsamości narodowej. Kasparow kocha swój naród i czuje się Rosjaninem, ale z jego książki jawi się obraz jeszcze poważniejszej sytuacji, Gessen zaś pokazuje, z czym absolutnie się zgadzam, że poza nielicznymi wyjątkami, które najczęściej zostają zmuszone do opuszczenia kraju, Rosjanie nie są takimi samymi ludźmi jak ludzie Zachodu.
Niezwykle ciekawym aspektem dzieła Mashy Gessen jest posiłkowanie objaśnień najnowszej historii Rosji nie tylko dokumentami zwykle używanymi przez historyków, a więc związanych głównie z polityką, ekonomią i wojskowością, ale wynikami badań socjologicznych. Ba w historię państwa wpleciona została historia rosyjskiej socjologii i nieco historii psychologii, co czyni opracowanie wręcz fascynującym.
Książka Mashy Gessen nie jest łatwa w odbiorze, bo nie jest łatwa do zrozumienia i przyswojenia niewyobrażalnie skomplikowana, wręcz niepojęta dla człowieka Zachodu teraźniejsza Rosja i dzisiejsi Rosjanie. To inny świat, przy którym Orwell jest tylko nieśmiałym przybliżeniem rzeczywistości. W dodatku świat dynamiczny, w którym ciągle zmienia się i tyran, i sposób realizowania dyktatury, i ideologia, i to, co jest prawdą, a cokłamstwem. Świat, w którym dwójmyślenie nie jest już narzucone, ale stało się immanentną cechą większości umysłów. W którym opresja stała się bardziej pożądana niż wolność, bo jest znana, przyzwyczajona, oswojona i własna, a wolność jest obca, nieznana i groźna.
Gessen świetnie potrafiła wychwycić źródła i uchwycić dynamikę wielu procesów, które miały i mają miejsce w Rosji, jak choćby niezwykle ważki paradoks, iż wraz z obiektywnym wzrostem zamożności nie tylko nie musi rosnąć wskaźnik zadowolenia, ale wręcz może narastać przekonanie o własnej biedzie. Szczególnie celne jest również zwrócenie uwagi na kardynalne różnice między terrorem hitlerowskim, a tym, który dotknął Rosję w przeszłości i ewoluował do stanu dzisiejszego, oraz na ich wspólne cechy potrzebę wrogów wewnętrznych i zewnętrznych, syndrom oblężonej twierdzy, przekonanie o własnej wyjątkowości i niższości innych, nieuchronność ciągłej wojny.
Bardzo interesujące jest też przypomnienie o problemie, jakim są różnice językowe, gdy chce się poznać inny naród, jego mentalność i moralność. Przykład z różnicą między envy a jealousy w angielskim, który nie ma odpowiednika w rosyjskim, i nie tylko w rosyjskim, jest świetnym przyczynkiem to tych rozważań, podobnie jak kluczowy może być problem różnicy między pojęciem wolności od i wolności do.
Masha Gessen jest przez ruskich trolli określana jako emigrantka nienawidząca Rosji i Rosjan i jest to jedyny argument, który wymyślili by zdyskredytować omawiane dzieło, gdyż do treści przyczepić się nie ma jak. Wręcz przeciwnie jest to rzetelne studium opierające się na konkretnych danych. Powiedziałbym nawet, że autorka nadal kocha Rosję i Rosjan, gdyż jej konkluzje, choć pesymistyczne, są i tak aż nazbyt optymistyczne w porównaniu do tych, które powstają w umyśle człowieka urodzonego i wychowanego w wolności, gdy już pozna jej opracowanie. Ja na przykład coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że człowiekiem i Rosjaninem zasadniczo można być tylko na Zachodzie albo w rosyjskim więzieniu. W Rosji można być tylko kacapem.
Po lekturze tej książki zastanawia mnie jak to możliwe, że ludzie na szczytach władzy przez tyle lat mieli złudzenia co do Rosji, że o Putinie nie wspomnę. Przecież oni nawet tych wszystkich książek nie muszą czytać. Mają cały aparat urzędniczy, który robi to za nich. Jak to możliwe, że część z nich wciąż wierzy, że Rosja stanie się normalnym krajem, jeśli szlag trafi Putina? Jak to możliwe, że część z nich jeszcze wierzy, że z Putinem można się dogadać? Są u niego na liście płac czy po prostu są idiotami? Im więcej wiem, tym bardziej jestem przekonany, że liczyć na traktat z nim, to jak liczyć na układ z Hitlerem, a jego ewentualna śmierć pewnie ułatwi zakończenie wojny na Ukrainie, ale na pewno nie zmieni Rosji w normalny kraj, z którym można mieć mniej lub bardziej przyjacielskie stosunki. Tytuł tej książki dziś powinien brzmieć nie Jak totalitaryzm odradza się w Rosji, ale Jak totalitaryzm odrodził się w Rosji. No ale to tylko moje wnioski i refleksje. Ciekaw jestem, jakie będą Wasze po tej lekturze. Gorąco zachęcam do sięgnięcia po tę książkę
klub-aa.blogspot.com |
Andrew Vystosky
Posty:74 | Dotyczy: Zamierające światło Wysłany: 2018-08-22 22:10:28
Ciężki żywot uczciwego gliny, czyli Zamierające światło Stuarta MacBride
W ramach uzupełniania luk czytelniczych w seriach wydawniczych, które zdobyły moją sympatię, sięgnąłem po Zamierające światło - pominiętą, drugą powieść z cyklu Logan McRae* pióra Stuarta MacBride.
Tym razem wszystko zaczyna się od ciężkiej nocy w Aberdeen. W pożarze, który powstał w wyniku podpalenia, ginie sześć osób. Jakby tego było mało, na innej ulicy ktoś na śmierć zakatował prostytutkę. Oczywiście nasz sympatyczny protagonista, sierżant policji kryminalnej Logan McRae, będzie maczał łapki w obu tych sprawach. Co i jak nie zdradzę fabuła, nie tylko sama intryga kryminalna, jest mocną stroną powieści i nie ma potrzeby psuć czytelnikom zabawy ujawniając zbyt wiele przed czasem. Dodam jedynie, że nie tylko samą kryminalistyką nasz sierżant żyje. Niezły jest też wątek życia osobistego – jak to u gliny, oczywiście ściśle powiązany z pracą.
Logan to osobnik na skroś uczciwy, choć nie do końca przekonany, że zawsze trzeba trzymać się kurczowo litery prawa. Już dawno zrobiłby karierę, gdyby nie to, że o ile jest świetnym detektywem, to z polityką i rozgrywkami personalnymi za dobrze mu nie idzie. Autor oddał niezwykle przekonująco nie tylko układy w policji, na styku, a raczej w kółku polityka-policja-świat przestępczy, ale również mechanizmy decydujące o awansach i w ogóle karierze w służbach kryminalnych. Atmosfera, jak łatwo się domyślić, jest nieco przygnębiająca. W dodatku główny bohater ma pecha, a jeszcze gorzej, że przynosi pecha innym. Brutalne przestępstwa, praca często po zmroku, w przemęczeniu i przepiciu, w deszczu i niepogodzie (choć na prośbę władz Aberdeen pojawia się i słońce), czyli mamy piękny, klasyczny tartan noir, jedną z moich ulubionych konwencji literackich. Jeśli do tego dodamy udane konstrukcje bohaterów i ich przekonujący rozwój psychologiczny (oraz fizyczny) pod wpływem czasu i zachodzących wydarzeń, to czegóż chcieć więcej.
Niewiele jest powieści, a tym bardziej serii powieściowych, do których wracam lub mógłbym wrócić. Po lekturze Zamierającego światła, choć nie wszystkie części Logana McRae prezentują równy poziom, mam wrażenie, iż może się zdarzyć, że kiedyś jeszcze zapragnę powtórzyć cały cykl po kolei. Bo to jedna z tych serii, które zdecydowanie lepiej czytać „ po kolei” . Ja zrobiłem błąd i brałem na chybił trafił, a teraz muszę uzupełniać dziury.
Zdecydowanie polecam i zdecydowanie doradzam zacząć od Chłodu granitu. To chyba pozycja nie tylko dla miłośników kryminałów bo dla nich to po prostu must read.
Wasz Andrew
źródło:
http://klub-aa.blogspot.com/2018/08/ciezki-zywot-uczciwego-gliny-czyli.html |
Andrew Vystosky
Posty:74 | Dotyczy: Żmija Wysłany: 2018-03-25 10:24:27
Słaba. Uzasadnienie:
http://klub-aa.blogspot.com/2011/10/afganska-masakra.html |
Andrew Vystosky
Posty:74 | Dotyczy: Cudowni chłopcy Wysłany: 2018-03-25 10:22:51
Dobra, ale nie dla każdego. Uzasadnienie:
http://klub-aa.blogspot.com/2011/10/cudowni-chopcy.html |